Nadszedł czas pożegnania z Tajlandią, aczkolwiek nie wiadomo, czy jeszcze tu nie wrócimy. W końcu ten kraj ma jeszcze wiele ciekawych zakątków a my nie wiemy gdzie nas potem poniesie :)
Ostatnie dwa dni spedziliśmy w Bangkoku. Jednak tym razem nie zatrzymujemy sie koło turystycznej ulicy Khao San Road, tylko w dzielnicy czerwonych latarni - Sukhumvit. Chcemy zobaczyć nowe miejsca i inne oblicze miasta. Okazuje sie, że teraz wszedzie mamy troche dalej ;) Pierwszego dnia, pobiegliśmy przez miasto by odebrać wizy do Birmy. Odległość nie była mała, ale postanowiliśmy zrobić sobie spacer. Wiec zleciał nam cały dzień :)
Dnia kolejnego, zosatała nam jeszcze jedna atrakcja, którą chcieliśmy zaliczyć w tym mieście. Pływanie łodzią po kanałach Bangkoku. Do rzeki dostaliśmy sie lokalnym autobusem, jedyne 50 minut jazdy przez gigantycznie zakorkowane miasto, ale warto to przeżyć, od razu człowiek docenia malutkie polskie koreczki ;) Po dotarciu na miejsce zaczeliśmy poszukiwania łodzi.. Nie było trzeba długo czekać. Propozycje posypały sie z każdej strony. Tylko powstał problem.. Cena nie taka, na jaką byliśmy przygotowani. Tata Sigmy powiedził, że oni płacili 300 Batów, wiec my nie możemy płynąć za wiecej :) To nic, że oni byli w znacznie wiecej osób a nas jest tylko dwójka :D. Oferty zaczeły sie od około 1000 Batów za osobe, wiec rozbieżność dość duża. Finalnie staneło na 1000 za dwie osoby. To i tak za dużo. Co tu zrobić? Przecież musimy popłynąć! Skoro jesteśmy sami a potrzebna jest grupa to trzeba ją zorganizować. Biegamy wiec po przystani i szukamy chetnych! Znajdujemy grupe 5 osób, które nad czymś radzą w kącie. Zagadujemy wiec czy nie szukają łódki i że popłyniemy razem. Kilka wymian zdań i okazało sie, że oni chca przepłynąć tylko na drugą strone... doradzamy im wiec jak to najtaniej zrobić (przecież już opanowaliśmy transport lokalnymi łódkami) i idziemy szukać dalej. Przy pożeganiu z nimi okazuje sie, że to Polacy, a my oczywiście całą rozmowe przeprowadziliśmy po angielsu ;) Szukamy dalej!!! Spotkaliśmy dwie Niemki, które w ogóle nie myślały o pływaniu po kanałach. Chciały tylko przepłynąć rzeką pare przystanków. Na szczeście Sigma, super handlowiec, opowiedziała im o użekającej podrózy po kanałach, prawdziwym obliczy Bangkoku i takie tam bzdury i szybko je przekonała :) aż sami nabraliśmy jeszcze wiekszej ochoty na tą wycieczke, tak pieknie ją opisaliśmy :D Pozostało stargować cene na zaplanowane 300 Batow, nasza detreminacja w targowaniu wygrała i udało sie! Pewnie byśmy aż tak zażarcie sie nie targowli, gdyby nie fakt, że nastepnego dnia wyjeżdżamy i mamy ściśle zaplanowane budżet tajskich batów :) Tata Sigmy miał racje, wycieczka łodzią kosztuje 300 Batów, plan wykonany :D
Okazuje sie, że nasz opis wycieczki na potrzeby marketingowe nie odbiegał od rzeczywistości. Kanały były naprawde interesujace. Pokazują nam zupełnie inne miasto. Obok wielkich wieżowców, centrum handlowych, nowych samochodów i pedu ludzi, znajdują sie małe domki na wodzie, gdzie ludzie żyją troche jak na wsi. Ludzie ci, ewidentnie żyją w owiele gorszych i biedniejszych warunkach i jest ich całkiem sporo. A Bangkok to nie tylko nowoczesne miasto, ktore widzi sie z lądu.
Po południu, postanowilśmy zahaczyć jeszcze o Khao San Road, gdzie Sigma postanowiła zmienić troche image... ;) A nastepnie poszliśmy na ten sam autobus, którym przyjechaliśmy tu rano... Niestety, nie chcieliśmy posłuchać pani, która powiedziała nam, że musimy wysiąść kilka przystanków wcześniej. My oczywiście wiemy lepiej, przecież rano jechaliśmy tym samym autobusem w przeciwnym kierunku, wiec czemu mamy nim nie wrócić :). Jedziemy dalej, a autobus wieżdża na autostrade i ciśnie na drugą strone miasta bez żadnego przystanku, okazało sie, że to ekspres a jego trasa nie ma nic wspólengo z tą którą jechał rano, to nic że to nadal był ten sam numer autobusu ;). Nasze miny musiały być bezcenne! Nic sie jednak nie dziej, mamy przecież mape, wiec jakoś wrócimy! Pewnie by tak było, gdyby autobus nie wyjechał poza naszą mape ;) Na szczeście ta sama pani, powiedziała nam jak wrócić do naszego hostelu, nawet zaprowadziła nas na powrotny przystanek, wiec udało sie nam wrócić hehehe :)
Niestety mamy szczeście do wolnego internetu, dla tego zaległe zdjecia, dodamy niezwłocznie, gdy nadaży sie okazja.
Jeszcze z Tajlandi, pozdrawiamy Sigma i Pi.