Kolejny mały krok w naszej podróży, został dokonany. Wczoraj, około godziny 13 przylecieliśmy do Yangon w Birmie. Długo oczekiwany przez nas kraj.
Do miasta 15km, taksówkarze krzyczą jakieś zaporowe ceny typu 10$ za osobe. Na szczeście udało nam sie wyczytać, że jest jakiś przystanek autobusowy, około 2km od lotniska. Wiec co robimy, w końcu wersja oszczednościowa istnieje, w takim razie w droge. Wszystko fajnie, tylko troszke gooorąco... Po 20 minutach udało nam sie dotrzeć do przystanku, oczywiście jak to w Azji, brak jakich kolwiek rozkładów jazdy. Po kilku minutach wsiadamy w pierwszy lepszy autobus. No i sie zaczeło :D Autobus w standarcie europejskim z klimatyzacją. Problem w tym, że w azji jak maja klimatyzacje to używają jej w pełnym zakresie :) Czyli wsiada sie jak do lodówki. Najpierw pytamy gdzie jedzie, no ale mimo naprawde szczerych checi kierowcy, było cieżko sie dogadać. My swoje, on swoje. Pokazujemy mape, no ale niestety, nadal słabo. Udało sie porozumieć, że przynajmniej kierunek jest dobry. No to ile płacimy. Kierowca na to 200 kiatów (około 50gr). Swoją drogą drobna różnica, 20$ taksówka, autobus 1zł. No ale my najdrobniejszy nominał mamy 10tyś kiatów, kierowca w śmiech, i pokauje że nie ma rozmienić, no ale z uśmiechem pokazuje, że mamy nie płacić i wsiadać. Miło bardzo z jego strony. Po chwili znalazł sie chłopaczek, który sam do nas zagadał po angielsku i okazało sie, że ten autobus jedzie prawie pod nasz hostel. Do tego załatwił z kierowcą, że powie nam gdzie wysiąść. Tak oto docieramy z lotniska do hostelu za darmo, to dopiero oszczedność :D
Kolejną miłą niespodzianką, był nasz hostel. Miejsce, które ma niesamowity klimat. Podłóżne pomieszczenie, gdzie z jednej strony są prostopadle ustawione łóżka pietrowe. To nie są nawet typowe łóżka pietrowe, tylko boksy dwu poziomowe, jeden przy drugim (na zdjeciach zobaczycie:)), czyste łazienki, ciepła woda i śniadanko w postaci chleba tostowego z dżemem wliczone w cene, luksus!!! A to wszystko za 13 zl od osoby, a wszedzie pisza, że Birma jest droga...
Jeszcze wczoraj popołudniu, postanowiliśmy sprawdzić dwie rzeczy. Ceny i rodzaje ulicznego jedzenia, a drugie to, to czy rum jest tu tak tani, jak wszyscy piszą:D Oznajmiamy, że jedzenia jest dużo fajnego i bardzo taniego (z głodu w tym kraju nie umrzemy), a rum kosztuje około 6zł za 0,7:D Sprawdzony, z Colą dobry i sie nie ślepnie:)
Dziś rano pojechaliśmy w koło miasta lokalnym pociągiem. To idelany sposób na poznanie prawdziwego oblicza miasta i ludzi. Toczy sie tu wewnetrzne życie... Pociąg ledwo sie toczy, a ludzie wskakują i wyskakują. Dorośli do pracy, dzieci do szkoły a handlarze na targ. Każdy wrzuca ogromne ilośi towaru, który przygotowują do sprzedaży dopiero podczas jazdy. Pomiedzy tym wszystkim przedzierają sie sprzedawcy owoców i przekąsek, krzyczą i zachwalają swoje produkty. Jedni dyskutują inni coś podśpiewują i tak sobie jedziemy. Przez okno obserwujemy jak wygląda miasto :) Wszystko to trwa koło 3 godzin i kosztuje aż 50 groszy od osoby :D
Nastepnie postanowiliśmy iść do najwiekszej atrakcji turystycznej w mieście, świątyni Shwedagon Paya. Nie przewidzieliśmy tej atrakci i żadne z nas nie było odpowiednio ubrane, ale przy wejściu już oto zadbano i ubrali nas odpowiednio ;) Sama świątynia bardzo fajna i mocno rozbudowana, choć nas już tak nie powala, bo kilka tego typu budowli widzieliśmy w ostatnich tygodniach. Jednakże jak ktoś bedzie w Rangunie, to polecamy.
Kiedy skończyliśmy zwiedzać i mieliśmy już wychodzic rozpetała sie burza, było to troche do przewidzenia, bo niebo było aż czarne ale kto by tam na to patrzył ;) Staneliśmy najpierw pod drzewem, bo to przecież przejściowe. Drzewo szybko przemokło, wiec pobiegliśmy do starej budki parkingowej, gdzie troszke ukryliśmy sie przed deszczem, no ale po 30 min stwierdziliśmy że to szybko nie przejdzie. Wiec zabezpieczyliśmy dokumenty, telefony i pieniądze w plecaku i dawaj w tą rzeke na drodze. W moment przemokliśmy, wiec nawet nie było sensu ani biec ani sie gdzieś znowu chować. Po paru miutach przemoczeni dotarliśmy do przystanku. Tam po konsultacji z lokalsami, wsiedliśmy do autobusu. Przemoczeni, zmarznieci, idealnie by wchodzić do lodówki!! Na szczeście, znowu sie udało i wysiedliśmy pod samym hostelem.
Teraz siedzimy w naszej dziupli, popijamy Cole, z kropelką rumu (albo to były odwortne proporcje hmm:)) i odpoczywamy po ciekawym dniu.
Jedno co zauważyliśmy, to puki co, ludzie są bardzo pomocni i uprzejmi. Oby tak dalej.
Troche sie nam teskni za domem i Wami wszystkimi i stwierdziliśmy, że to niesprawiedliwe bo Wy nas co chwile oglądacie, a my Was nie :( Dlatego bardzo prosze zrobić sobie dziś sowje zdjecie, najlepiej od razu i wysłać nam na adres weronika.basta@gmail.com, lub piotr.pysik@gmail.com z góry dziekujemy! :)
Z Birmy....Sigma i Pi :)