Kroczek po kroczku, a może kilometr po kilometrze, dotarliśmy tu, do Sydney. Sydney to miasto najwieksze i napewno najbardziej znane w całej Australii. Wielu napewno to ździwi, ale Sydney nie jest stolicą Australii. Stolicą jest Canberra nie daleko odwiedzonego przez nas Parku Narodowego Koścuszko.
Do miasta wjeżdżamy po południu, gdzie po raz kolejny posiłkujemy sie aplikacją WikiCamp by znaleść darmowe miejsce do spania. Udało nam sie postawić samochód, chyba na jedynym darmowym parkingu, blisko centrum. Blisko, bo mamy z 15 min do serca miasta.
Jeszcze tego dnia udajemy sie na spacer. Dotarliśmy do portu, gdzie jest muzeum żeglarstwa. Standardowo, cześć jest udostepniona do darmowego zwiedzania, z czego korzystamy. Tego dnia już z racji pory, za dużych planów nie mamy...
Dnia kolejnego, od rana zaczynamy chodzić po mieście. Staramy sie dotrzeć do wiekszości znanych nam ciekawych miejsc. Spacerujemy miedzy wieżowcami, pomiedzy którymi kryją sie malutkie stare kościoły, muzea i budynki rządowe. Standardowo w mieście jest bardzo dużo zieleni i wszystko jest zadbane i przemyślane. Mnóstwo parków, skwerków, pokmników i fontann, przy których odpoczywają mieszkańcy Sydney. Dalej wchodzimy do ogrodów botanicznych, na końcu których znajduje sie słynna opera. Tam mamy dłuższą przerwe na drugie śniadanie i zasłużone piwo w barze pod operą :)
Niedaleko opery jest najstarsza dzielnica Sydney, The Rock. Małe brukowane uliczki pomiedzy starymi kolorowymi kamiennicami, zupełnie inny świat :) Idziemy też na Harbour Bridge, most z 1932 roku, który także jest wizytówką miasta. Na most organizowane są wycieczki. Wspina sie na szczyt mostu po jego metalowej konstrukcji na wysokość 134m. Atrakcja może być ciekawa i podnosząca adrenaline, ale cena 300$ za osobe, skutecznie nas zniecheca :) Dlatego omijamy wspinaczke i idziemy pochodzić po mieście. Jak zwykle napotykamy Chińską dzielnice i tamtejszą hale targową, gdzie tradycyjnie nie możemy sie oprzeć i robimy malutkie zakupy :)
Po południu wracamy pod opere, bo o 20:40 jest pokaz iluminacji świetlnych na dachu. Czekamy z niecierpliwością, jesteśmy pewni, że to bedzie wielkie szoł. Tym czasem pokaz jest na najmmniejszej cześci dachu, trwa kilka min a podkład muzyczny jest tak cichy, że prawie go nie słychać. Niestety jesteśmy troszke rozczarowani, bo po Singapurze jesteśmy przyzwyczajeni do wiekszego rozmachu :)
Kolejnego dnia wybieramy sie na najbardziej znaną plaże w mieście Bondi Beach. W zdłóż klifu i kilku plaż jest zrobiony deptak, gdzie ludzie biegają, ćwiczą czy spacerują. Piekne miejsce dla mieszkańców i turystów. W wodzie jest bardzo dużo serferów, zresztą jak na całym wybrzeżu. Fale są ogromne, czego sami doświadczamy wchodząc do wody. Niejdna była znacznie wieksza od nas co było fascynujące i przerażające za razem. Bawiliśmy sie ja dzieci do czasu aż przyszła seria takich fal, że tak nas zmiotło i sponiewierało, że szybko ucielkiśmy z wody :)
Prognoza pogody nie była obiecująca, miało być pochmurnie cały dzień. Ostatecznie wiatr rozwiał wszystki chmury i słońce świeciło tak mocno, że po kilku godzinach plażowania postanawiamy uciekać, żeby nie wyglądać wieczorem jak raki.
Sydney jest ładnym miastem, bardzo dużo sie tu dzieje i można ciekawie spedzać czas. Jednak jednogłośnie stwierdzamy, że Melbourne ma dla nas dużo fajniejszy klimat, ale bedąc w tej czesci Australii Sydney koniecznie trzeba odwiedzić, bo warto :)
Pozdrawiamy z metropoi Australijsksiej Sigma, Pi i Rudi.