Nasza podróż po Australii charakteryzuje sie tym, że nijak ma sie do naszego pierwotnego planu jej zwiedzania. Co chwile plan podróży ulega modyfikacji... Mieliśmy zaczynać z miasta Darwin, a wylądowaliśmy w Petrh. Mieliśmy wynająć samochód, a kupiiśmy. Mieliśmy przejechać około 10 tys km, a przejedziemy.... "troche" wiecej :D, mieliśmy wracać najkrótszą drogą przez środek kontynentu, a wrócimy troszeczke inaczej, ale o tym kiedy indziej, bo może i to znowu sie zmieni ;) Tym razem bedąc w Sydney, przez przypadek dowiedzieliśmy sie, że niedaleko jest pasmo górskie, które nazywane jest błekitnymi górami. Zbocza gór porośniete są eukaliptusami, a ich liście uwalniają olejek, który z dużej odległości nadaje górą, niebieską poświate. Nie trzeba nas długo namawiać jedziemy sprawdzić, czy góry faktycznie są niebieskie!!! :)
Po południu, dojeżdżamy na miejsce i z punktu widokowego przyglądamy sie górą. Piekny widok, bardzo ciekawe ukształtowanie terenu, stoimy na górze, przed nami przepaść. Kawałek dalej wielka dolina, zakończona kolejną górą, odcietą jak od linijki. No ale my nie o tym przecież.... Stoimy i długo zastanawiamy sie nad kolorem, czy faktycznie jest niebieski? Szczerze, do dziś nie wiemy, czy gdybyśmy nie mieli tego zasugerowanego, to czy sami byśmy to zobaczyli ;) Trzeba jednak przyznać góry są przepiekne i bardzo ciekawie usytuowane, bo są w dolinie. Każde wyjście na szlak rozpoczyna sie od ostrego zejścia w dół, a wracając trzeba wydrapać sie spowrotem na góre :)
Tego dnia, wieczorem, przy butelce wina, podziwiamy góry i świetujemy osiemnaste imieniny Sigmy :)
Z samego rana wyruszamy na szlak! Musimy przejść sie po górach, na które idzie sie w doł ;) Wybieramy jeden z najdłuższych szlaków o szalonej długości 7km, no cóż musi nam to wystarczyć ;) Szlak prowadzi koło wizytówki gór, trzech skał zwanych "Trzema Siostrami". Związana z tym jest stara Aborygeńska legenda... W skrócie, na trzy siostry z wioski czychało niebepieczeństwo, wódz by je uchronić zamienia je w skały. Wódz jednak ginie, a siostry juz nigdy nie zotały odczarowane... Ruszamy wiec w góry... schodek po schodku przez 30 minut schodzimy w dół :) Mijamy "Trzy Siostry" i schodzimy do lasu w dolinie. Szlak to mała, wąska sieżka przez gigantyczny busz, w oddali słychać papugi, hmmm sielnaka ? Niekoniecznie, dzwieki, które wydają przypominają raczej ryk dinozaura z Parku Jurajskiego, a gąszcz lasu i poranna mgiełka nadają całości mrocznego klimatu... Zachwycony Pi i oczywiście przerażona Sigma idą na spacer ;)
Wielkść trasy pokonujemy całkowicie sami, mijają nas tylko co jakiś czas biegacze. Idąc zastanawiamy sie, gdzie są ludzie? Bo miejsce to jest dość popularne. Dochodzimy jednak do miejsca skąd odjezdżają specjalnie zbudowane 3 kolejki górskie i wszystko staje sie jasne... tu są wszyscy!!! :))) Postanawiamy przejechać sie jedną z nich, bo ma szklaną podłąge i można oglądnąć całe pasmo z góry.... Kupujemy bilety za 120zł i idziemy do kolejki. Już tam wiemy, że ten ekscytujący opis ma sie nijak do rzeczywistości. Gondola jest króciutka i wcale nie przejeżdża nad górami, a tylko na drugą strone zbocza. Szklana podłoga to tylko mały pasek na środku, a pod spodem widać tylko drzewa... No cóż, śmiejąc sie sami z siebie opuszczamy gondlke i maszerujemy do Rudolfa :)