Wszyscy zawsze mówią o zachodnim wybrzeżu Kalifornii. Takie piekne, klimatyczne i urokliwe. Jadąc z San Francisko do Los Angeles, nie moglibyśmy pominąć takiego mejsca....
Z Doliny Krzemowej, kierujemy sie na południe, w strone Los Angeles, ale chcemy przejechać tą trase, jak najbliżej lini brzegu. W pierwszej kolejności, jedziemy do Monterey, gdzie Paweł z Dorotką idą do oceanarium, by pokazać Oldze obiecanego żółwia. My niedawno byliśmy w dużym oceanarium, dlatego idziemy zrelaksować sie na piekne wybrzeże, popijając kawe.
Zaraz potem wyjeżdżamy z miasta i od razu zaczyna sie piekna trasa. Wysokie góry po lewej, a po prawej stromy klif i ocean. Niestety, fragment tej drogi jest zamkniety, z powodu osuniecia sie klifu. Wiekszość ludzi kieruje sie na autostrade, jak sugerują znaki, jednak my postanawiamy dojechać jak najdalej, a później jakoś przejechać przez góry :) Dojeżdżamy, wiec tak daleko jak sie da, podziwiając piekne wybrzeże by na koniec dnia stanąć na uroczym kempingu na końcu drogi, gdzie grilujemy do późnego wieczora.
Rano ruszamy dalej... szukamy jedynej zaznaczonej na mapie górskiej dróżki aby sie stąd wydostać. Droga ta wiedzie po wąziutkich serpentynach, gdzie miejscami mieści sie tylko jedno auto. Już nas nie dziwi, dlaczego objazd jest skierowany na autostrade. Jednak my sie nie zrażamy i pomalutku pniemy sie coraz wyżej. Przepiekne widoki, miejscami można z wysoka zobaczyć długą linie brzegu. Nastepnie droga, wysoko w górach ucieka w głąb lądu i ocean zostawiamy na chwile za plecami.
Niestety, gdy wracamy znów do lini brzegu, to już nie ma pieknej widokowej i kretej drogi, tylko autostrada. Troche inaczej sobie to wyobrażaliśmy. Tak też pedzimy naszym żółwikiem, zatrzymując sie co jakiś czas na zdjecie, czy spacer po okolicy. Tym sposobem odwiedzamy wiele pieknych miasteczek, m.in. znane Santa Barbara, Malibu czy Santa Monika. Obowiązkowo przespacerowaliśmy sie też po słynnej plaży Venis Beach, gdzie krecono "Słoneczny Patrol". Co prawda Davida Hasselhoffa nie było ale i tak było fajnie ;)
Dojeżdżamy wkońcu spowrotem do Los Angeles. Jedziemy jeszcze do dzielnicy Bevery Hills, gdyż poprzednim razem brakło nam czasu. Przejeżdżamy ulicą Rodeo Drive, pełną najdroższych sklepów znanych światowych projektantów. Widać, że biednych ludzi to tu nie ma. Miejsce pełne przepychu i bogactwa, niby super, ale żadne z nas nie chciało tu mieszkać.
Wieczorem jedziemy na kemping, gdzie czeka nas pakowanie, pranie i mycie. Kolejnego dnia nasi towarzysze wracają do Polski...Tak mineły dwa tygodnie wspólnej podróźy. Kolejny czas spedzony z przyjaciółmi, bezcenny i dodający sił :) Kochani, bardzo dziekujemy Wam za wspólnie spedzony czas!
Musimy też napomknąć, że mała Olgusia to najwiekszy bohater naszej podróży! Ta mała wesoła istotka znosiła dzielnie wszystkie trudy tej podróży, a niejeden dorosły miałby z tym problem. Dzielnie przemierzała kolejne kilometry w samochodzie. Dzieki niej nasze autko było rośpiewane w słowiańskich pieśniach i zaczytane w pieknych baśniach. Wbrew pozorom ta kochana dwulatka w takiej podróży to skarb, a nie przeszkoda!!!
Kolejnego dnia trzeba było sie już pożegnać i oddać autko. Jedna cześć ekipy poleciała do Polski, a druga cześć? Hmmm co tu teraz robić? :)
Ze Stanów Zjednoczonych, pozdrawiamy ostatni raz w tak licznym gronie :)