Czas pożegnania już za nami. Rodacy do domu, a my... My udajemy sie do kolejnej wypożyczalni samochodowej. Zamieszanie i tłok jaki tam panował są nie do opisania... Po 1,5h oczekiwania w kolejce do załatwienia formalności i kolejnych 30 minutach na placu do odbioru samochodu, okazuje sie, że nie mają na stanie modelu który zamówiliśmy i musimy wybrać inny, ale za to o klase wyższy... Pi od razu zaświeciły sie oczy na widok nowego Forda Fiusion, Sigma natomiast pokochała śliczne niebieskie cudeńko... na szczeście okazało sie, że oboje patrzymy na ten sam samochód ;) kłótni wiec nie było! Predko pakujemy sie do nowego towarzysza podróży i ruszamy w droge :)
Przedstawiamy zatem Bluszcza, to śliczny niebieski Ford Fusion, odpowiednik naszego nowego Mondeo. No ale dlaczego Bluszcz? Ponieważ, jest napedzany silnikiem hybrydowym i przy ekonomicznej jeździe, na desce rozdzielczej rośnie nam elektroniczny kwiatek :)
Pi sie cieszy z tej sytuacji, zawsze to jakieś nowe doświadczenie motoryzacyjne. Niestety, jest również poważny minus tej sytuacji, Bluszcz jest sedanem, a my jak widomo, używamy samochodu nie tylko do transportu ale i do nocowania. Od początku wychodziliśmy z założenia, że ten rodzaj nadwozia jest najgorszy do spania. No, ale jakoś bedziemy musieli sobie poradzić :) W razie czego, mamy przecież namiot, choć nie chce nam sie go codziennie rozkładać, takie z nas leniuchy!
Stany Zjednoczone to poteżny kraj i ma do zaoferowania niezliczoną ilość pieknych miejsc do zobaczenia. Dlatego zostajemy tu troszke dłużej, niż te dotychczasowe dwa tygodnie. I co tu teraz robić? Postanowiliśmy przejechać ten kraj od oceanu do oceanu i poznać go od środka :) Zupełnym zbiegiem okoliczności okazało sie, że historyczna droga rout 66, przebiega mniej wiecej tam, gdzie my chcemy jechać, zatem decyzja była prosta jedziemy Rout 66! Tym samym, z każdym przebytym kilometrem, zbliżymy sie do domu :)
Zanim jednak opuszczamy Los Angeles, kierujemy sie do muzeum motoryzacji, na które nie było wcześniej czasu, a Pi chciał tam spedzić kilka "minut" :) Samo muzeum okazało sie nie takie duże jak pisano, jednak modele samochodów były bardzo ciekawe. Od starych motocykli i samochodów, przez kilka gwiazd filmowych, typu Delorian z "Powrotu do przyszłości", czy Batmobilu (pojazd batmana), kończąc na całym pietrze poświeconym Porsche, gdzie można było zobaczyć kultowe stare modele, jak i współczesne. Pi zachwycony chodził i nie wiedział gdzie patrzeć, a Sigma...towarzyszyła Pi i podziwiała wszystkie modele, które były niebieskie ;)
Tego samego dnia, wieczorem wyjeżdżamy z miasta aniołow, żegnając sie z nim na dobre. Chcieliśmy wyjechać po za miasto by znaleźć dogodny nocleg, jednak przejechaliśmy ponad 4 godziny, bo tego odpowiedniego nie potrafiliśmy znaleźć. Finalnie skończyliśmy na przydrożnej stacji benzynowej :)
Kolejnego dnia z rana ruszamy drogą 66 na najsłynniejszy jej odcinek. Tam zatrzymaliśmy sie w bardzo klimatycznym miasteczku Seligman, gdzie odwiedziliśmy, przypadkowy sklep z pamiątkami, niczym nie oddróżniającym sie od innych obok. Wychodząc, od bardzo miłej Pani, dostaliśmy ulotke z krótką historią "Rout 66". Okazało sie, że ten sklep, połączony z zakładem fryzjerskim, jest własnością pomysłodawcy utworzenia historycznej drogi 66. I to właśnie ten sklepik, jest pierwszym który zaczął sprzedawać pamiątki z symbolem dwóch szóstek. Mieliśmy nosa gdzie kupić magnesik ;)
Reszte dnia, spedzamy już tylko na jeździe, istniejącymi odcinkami drogi 66 lub autostradą, a nastepnie odbijamy na północ by wieczorem zatrzymać sie u bram Parku Narodowego Arches :)
Park Narodowy Arches, chcieliśmy odwiedzić razem z naszymi poprzednimi towarzyszami. Jednak, jak sami widzieliście, harmonogram podróży był już zbyt napiety i musieliśy z niego zrezygnować. Sigmie jednak bardzo zależało, żeby zobaczyć słynne łuki skalne, wiec nadrobiliśmy teraz te "kilka" kilometrów by je zobaczyć.
Już sam dojazd do parku robi wrażenie! Droga prowadzi przez górzyste tereny pomiedzy czerwonymi kanionami. W całej okolicy, roślinność jest bardzo uboga, a ziema i skały mają ceglasty kolor. W porówaniu do innych widzianych przez nas parków, Park Arches jest niewielki. Przez sam środek poprowadzona jest droga wzdłuż której znajdują sie liczne puntky widokowe. Skrupulatnie stajemy na każdym z nich i podziwiamy widoki.
Tak przez pół dnia jeździmy miedzy niesamowitymi skałami i chodzimy na krótkie spacery. Zgdodnie z nazwą parku, najbardziej charakterystyczne dla tego miejsca są łuki skalne. Jest ich tu podobno 2000. Oczywiście nie udało nam sie ich wszystkich zobaczyć. Widzilliśmy ich tylko kilka ale i tak było pieknie :) Trzeba przyznać, że widoki w tym miejscu, robią niesamowite wrażenie, wiec tym bardziej sie cieszymy, że tu wróciliśmy :)
Pozdrawiamy was serdecznie, Sigma i Pi, z naszym kwiatuszkiem :)