Jak to przed podróżą, trzeba wstać skoro świt. 6:00 wybiła, gdy obudziliśmy opiekuna hostelu, by wymeldować sie i zostawić cześć bagażu, do naszego powrotu z gór. Zaspanym okiem, ale z uśmiechem na twarzy nas odrpawia i prawdopodobnie idzie dalej spać.
Pół godziny później, byliśmy na dworcu autobusowym, gdzie miały odjeżdżać autobusy do Besishahar. Przechodząc miedzy autobusami, proponują nam różne kierunki, ale nie tam gdzie byśmy chcieli. W końcu dogadujemy sie i jedziemy autobusem do innej miejscowosci, a po drodze nas wysadzą w miejscowości o 40km do Besishahar. Tak też sie stało i po 3,5 godziny dojeżdżamy do jakiejś wiochy.
Ku na szemu ździwieniu, od razu nam pokazują, gdzie znajdziemy jakiś transport w miejsce docelowe. No i co....stoimy, a grupka białych turystów rośnie. W końcu znajduje sie starszy Pan, który zwietrzył interes. Za 300 rupi(około 2$) od głowy nas zawiezie. Wrzucamy plecaki na dach i wsiadamy do autobusu. No i sie zaczeło. Po 20 min pytamy sie kiedy jedziemy, pan na to, że jeszcze nie wie, bo nie ma kierowcy. Wiec pada naturalne pytanie. Kiedy bedzie kierowca? Za godzine, hmm może dwie.... No i zaczynają sie nerwy. Wysiadam z autobusu i po chwili łapie inny autobus za 200 rupi, wiec w te pedy wskakuje na dach, ale autobus odjeżdża przegoniony przez naszego "organizatora". Z kolejnym było podobnie, ale niedość, że autobus przegoniony, to nasz nagle odpala i ktoś krzyczy, że jest kierowca. Wiec zostawiam te plecaki i wsiadam do autobusu. Po kilku munutach okazuje sie, że autobus tylko został odpalony, by nas uspokoić....
Siedzimy tak, coraz bardziej zdenerwowani i zrezygnowani ale po kolejnej godzinie wpada kierowca i w końcu ruszamy pełnym autobusem. Niby tylko 40 km, ale droga trwa wieczność. Co kilkaset metrów stajemy i kogoś zabieramy, lub wysadzamy. Kiedyś może odkryją, że istnieje coś takiego jak przystanki autobusowe ;) Ilość ludzi w autobusie jest 3 krotnie wieksza niż przewidział producent ale kierownik naszego autobusu potrafi wyczaić przez okono, że w środku widzi małą luke. Każe wszystkim sie przesunąć to zmieścimy kolejnego pasażra, jest śmiesznie... W końcu po około trzech godzinach, dojeżdżamy na miejsce, gdzie znajdujemy nocleg i planujemy wcześnie rano iść w góry.
Tym sposobem śpimy u podnóży himalajów i doczekać sie niemożemy widoków ze szlaku.
Ps. Dochodzą nas słuchy, że mamy błedy ortogtaficzne.... Przepraszamy!!!! :) Sigma i Pi.