Czas cieżkiej pracy i całodniowego pocenia sie, na "szczeście" chwilowo sie skończył. Wczoraj nad ranem, po długiej podróży trafiliśmy do Bagan.
Bagan, Baganem, ale trzeba powiedzieć kilka słów na temat podróży. Standardowo nie mogła być całkowicie normalna. Przynajmniej normalna, z Europejskiego punktu widzenia :) Droga, była podzielona na dwa etapy. Najpierw około 8 godzin jechaliśmy busikiem z lokalsami przez góry. W busiku jechało oczywiście tyle ludzi ile sie zmieściło, a okazał sie dość pojemny :) Niezrażeni tym pasażerowie śpiewali piosenki lecące w radiu starając sie je przekrzyczeć, było wesoło ;) Kiedy dojechaliśmy do miejscowości Pyain, lokalni przewoźnicy już na nas czekali, zabrali nas z naszego busika i zaprowadzili do autobusu jadącego do Bagan. Nie sposób sie tu zgubić :) Idziemy, wiec za nimi. Dworzec do nowoczesnych nie należy, pełno rozltujących sie barków firm transportowych, a pomiedzy tym sklepiki ze wszystkim i niczym... Mijamy kolejne autobusy, jak na tutejsze warunki możnaby rzec, że nowoczesne. Kupujemy bilety i pytamy pana, który autobu jest nasz? Wtedy on pokazuje nam stojący z boku wehikuł, wypłniony workami z ryżem... Yyyyy zaglądamy z niedowierzaniem do środka, z pomiedzy worków ryżu faktycznie wystaje 5 rzedów czegoś w rodzaju siedzeń. Czyli tym bedziemy jechać najbliższych 10 godzin, super! :) Razem z nami wsiada 8 innych turystów. Mina każdego z nich, na widok naszego pojazdu, jest bezcenna. Jedni niedowieżają, inni sie śmieją, a jeszcze inni poszli po piwo... Prawdopodobnie sponsorujemy transport ryżu na płónoc Birmy, brawo My ;) Jednak wbrew pozorom podróż okazała sie całkiem wygodna. Każdy znalaż sobie swój worek ryżu, ułożył sie na nim wygodnie i przespaliśmy całą droge!