Nowy rok, powitaliśmy śniadaniem z pieknym widokiem na zatoke w Port Lincoln. Po śniadaniu pojechaliśmy do Parku Narodowego Lincoln.
Parki narodowe w Australii, są tak duże, że kupuje sie bilet wjazdowy i jeździ sie tam samochodami. Przydaje sie wyższy samochód, ponieważ czesto jest to droga dość wyboista. W parku byliśmy na klifie, gdzie był wspaniały widok na ocean. Udało nam sie dojechać do wydm, gdzie wdrapaliśmy sie na szczyt. Wszystko fajnie, tylko nasz sposób schodzenia...nie był doskonały. Turlanie sie po zboczu wysokiej wydmy było śmieszne i szybkie, ale piach mieliśmy potem dosłownie wszedzie :D
Z Portu Linkoln wyjechaliśmy w strone Adelaid, gdzie dojechaliśmy we wtorek po południu.
Jeszcze tego samego dnia udało nam sie odwiedzić na predkości Chińską dzielnice, która jest dużo mnniejsza od widzianych wcześniej, ale bardzo przyjemna oraz Cental Market, odpowiednik naszego placu targowego. W odróżnieniu od azjatyckich targowisk nie było tu nic niezwykłego, żadnych dziwnych owoców czy nietypowych dla nas ekspozycji drobiu i ryb ;) Stamtąd chcieliśmy pojechać do ogrodu botanicznego. Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić. Okazało sie, że jedna z głównych ulic jest zamknieta, przez co kreciliśmy sie w kółko... 3 kilometrowy odcinek pokonaliśmy w godzine :) Przez co na zwiedzanie ogrodu została nam gdzina czasu....
W naszym popołudniowym zwiedzaniu był lekki pośpiech, ponieważ w Australii po godzinie 17 wszystko jest już nieczynne i masto zamiera. Zamykane są wszystkie sklepy, markety, atrakcje i lokale usługowe. Jedynie ze wzgledu na panujący tu sezon letni ogrody byly czynne aż do godz 19, ufff ;)
Sam ogród botaniczny jest super. Przeróżne gatunki roślin i drzew. Po ziemi biegające kaczki, a na niebie kolorowe papugi. Fantastyczne miejsce, zarówno dla mieszkańców jak i turystów.
Pod koniec dnia udaliśmy sie na wybrzeże, gdzie zakończyliśmy dzień spacerem po plaży i molo, oraz noclegiem przy marinie. To tam dokonaliśmy nie małego odkrycia. Wpadliśmy na to, że na ogólno dostepnych elektrycznych grilach, można tostować chleb!!! Od tej pory codziennie jemy grzanki ;)
Dnia kolejnego odwiedziliśmy muzeum, gdzie były wystawy o dziejach Aborygenów i Natury Australii. Bardzo miło spedzonych kilka godzin. Oglądaliśmy m.in wypchane dzikie zwierzeta, również te ulubione Sigmy, znaczy weże:) Wystawe o faunie i florze Australii. Dużo eksponatów dotyczyło życia Aborygenów, którzy są w końcu pierwszą cywilizacją tego kontynentu.
Ostatnim pkt Adelaid, było wzgórze z pkt widokowym na miasto. Po drodze na górze jest park z Koalami, niestety byliśmy już za pózno i moglibyśmy oglądać je tylko z daleka. Dla tego zrezygnowaliśmy z kupna dość drogiego biletu, by znaleźć inny park. Na górze, w zasadzie to również jest teren pobliskiego parku narodowego, idąc tylko kawałek przez las, zaobserwowaliśmy siedzące na drzewach papugi...
Podsumowywując, miasto jest bardzo ładne, czyste, i świetnie zorgaznizowane. Na pewno warto poświecić chwile na jego odwiedzenie. Jednak nie znaleźliśmy tam, żadnego takiego wow, jakie na codzień widzimy na bezdrożach... Poprostu kolejne ładne duże miasto.
Z Adelaid, pozdrwia Sigma i Pi.