Dziś rano postanowiliśmy zobaczyć Australie z innej perspektywy :) Jesteśmy nieopodal Parku Narodowego Kościuszko, jest w nim najwyższy szyt Australii, góra Kościuszko o wysokości 2228m.n.p.m. Lepszej okazji na popatrzenie na Austrlie z góry nie bedzie, wiec jedziemy!!!
Do miejscowości Jindabyne, z której wjeżdża sie do parku, docieramy na drugi dzień po południu. Faktycznie byliśmy "nieopodal" ;) Po drodze nic sie nie działo spektakularnego, do tego była kiepska pogoda, wiec pomińmy ten elemnt podróży :)
W środe, z samego rana pojechaliśmy 45min w miejsce, gdzie wychodzi sie na szlak. Po dotarciu okazało sie, że bilet wjazdowy na samochód można kupić od 8, wiec pół godziny czekamy przed kasą i pare minut później stawiamy pierwsze kroki na ścieżce.
Trzeba przyznać, że szlaki są super opisane i przygotowane. Na szczyt prowadzi szeroka ścieżka o niewielkim nachyleniu i długości 9 km. Docieramy wiec szybko na góre, a dzieki wczesnej porze, jest tylko garstka ludzi. W późniejszych godzinach zwala sie tu tłum ludzi, rusza bowiem wyciąg, z którego jest już blisko na szczyt, wiec nie trzeba sie przemeczać, żeby tu dotrzeć ;) Z góry Kościuszko mamy okazje zobaczyć piekny widok, na wszystkie góry i tereny w koło. Na szczeście, zdążyło sie rozpogodzić i dziś mamy bezchmurne niebo. Widoczność jest idealna. Korzystając z okazji, pieknej sceneri i niewielkiej ilości ludzi, postanawiamy zjeść drugie śniadanie i wypić herbatke u "Tadka".
Spowrotem możemy wracać tą samą drogą, lub nieco dłuższą, po grzbietach okolicznych szczytów, do tego z kilkoma ciekawymi podejściami. Wiadomo chyba, że nie lubimy chodzić dwa razy tymi samymi ścieżkami, wiec w droge, dookoła...
Idąc tym szlakiem, mamy okazje podziwiać piekne tereny całego pasma górskiego, górskie piekne jeziora i pozostałości po zimie, w postaci śniegu :) Okazuje sie, że w Australii pada śnieg, wbrew temu co mówią mieszkańcy ;) W Parku Narodowym Kościuszko jest wrecz cała stacja narciarska z wyciągami i licznymi trasami, nastepnym razem wpadniemy tu na narty :)
Cała wycieczka byłaby idealna, gdyby nie... muchy!!! Znowu one! Rano chyba spały, ale koło 10 już była chmara. Nie dało sie zatrzymać nawet zawiązać buta, bo obsiadały człowieka absolutnie wszedzie! Była to jednak dobra motywacja do pokonywania kolejnych wzniesień bez marudzenia o przerwe :) Dzieki temu, bez tracenia czasu, przebiegamy kolejnych 12km i wsiadamy do auta. We wiosce na dole zjadamy obiad i jedziemy w dalszą podróż..
Ta spontaniczna decyzja o odwiedzeniu Tadka Kościuszko była warta 1,5 dnia drogi bo było przepieknie! No i w dodatku najwyższy szczyt Australii zdobyty! :)
Ze szczytów Australii, Sigma i Pi, oraz Rudolf nie wiele niżej, z parkingu ;)