Brisbane, to ostatnia metropolia na wschodnim wybrzeżu do której docieramy. Pora udać sie w droge powrotną... ale spokojnie, jeszcze kilka tysiecy kilometrów przed nami, zwłaszcza, że nie lubimy jeździć dwa razy tymi samymy drogami :) Dziś opowiemy Wam, o mieście, gdzie spotykamy przyjaciół z Krakowa :)
Brisbane, trzecie miasto co do wielkości w Australii. Tym razem nie jesteśmy nastawieni na jakieś wielkie zwiedzanie. Chyba przez to, że w Australii podobają nam sie dzikie i bezludne miejsca, a dodatkwo w tym dniu umowliśmy sie na spotkanie z Kasią, Lukiem i małym Jasiem i to jest najważniejszy cel wizyty w Brisbane.
Do miasta wjechaliśmy przed południem. Postanawiamy, zostawić auto i pochodzić po centrum kilka godzin. Przez ogrody botaniczne, które są we wszystkich dużych miastach tego kontynentu, dochodzimy do centrum. Miasto raczej spokojne, poukładane i jak wszystkie miasta w Australii, bardzo zielone. Przez miasto płynie rzeka, po której pływają katamarany stanowiące komunikacje miejską. W obrebie centrum miasta są one darmowe :) Udaje nam sie przepłynąć jednym z takich promów. Wjechaliśmy również na wieże zegarową, w starym ratuszu by podziwiać widok na miasto z góry. Wieża ta była najwyższa w mieście, ale w latach 70-tych, teraz ledwo siega do połowy okolicznych wieżowców, ale i tak warto tam wjechać :) Chcieliśmy iść do muzeum nauki, ale niestety było z jakiegoś powodu zamkniete :( Mamy to szczeście, że ile razy jesteśmy w mieście, a nie nad morzem, jest niemiłosiernie gorąco, tak było też tym razem :) Australijskie miasta są jednak na to przygotowane i mają liczne fontanny, przez które można przechodzić a w parkach mają "miejską plaże", czyli ogromny darmowy basen, w takich warunakch można żyć :) Miasto ciekawe, ładne i czyste. Australia przyzwyczaiła nas już do takiego standardu.
My tak naprawde do Brisbane przyjechaliśmy w innym celu. Kilka tygodni temu, dowiedzieliśmy sie, że nasi przyjaciele z Polski przylatują na trzy tygodnie ze swoim prawie dwuletnim synkiem. Nasze plany, nijak sie nie pokrywały. Jednak postanowiliśmy zrobić wszystko, by sie zobaczyć. W tym celu my pojechaliśmy wyżej, a oni zjechali z północy szybciej niż planowali. Dzieki temu, w środe wieczorem, spotkaliśmy sie na wschodnim wybrzeżu, w okolicach Brisbane.
Wieczór i cały kolejny dzień spedziliśmy razem. Tak naprawde, po za plotkowaniem, jedzeniem, plażowaniem i piciem wina, nie robiliśmy nic konstruktywnego, ale to było w tym najfajniejsze :). Dodatkowo spotakać, po ponad trzech miesącach, znajome buzie to chwile bezcenne!!! :)
W piątek rano, po wspólnym śniadaniu, każdy musiał jechać w swoją strone. Kasia z Lukiem i małym podróżnikiem Jaśkiem, już kończyli pobyt w Australi. Dzielnie sobie radzili przez ostatnie 2 tygodnie i zobaczyli też kawał Australii. Podróżowanie w takim stylu z bobasem to nielada wyzwanie, ale oni super sobie radzili. Mały Jasio, podekscytowany całym otoczeniem, wyglądał na najszcześliwszego dzieciaka na świecie :) Niejedni powinni brać z nich przykład, my napewno bedziemy ;)
Musimy sie jednak pożegnać i ruszamy w droge powrotną do Perth. Któredy teraz? Już nie palnujemy bo i po co, skoro i tak sie to zmieni, wsiadamy w auto i jedziemy... :)
Kasia, Luk, Jasiu, dzieki Wam za wspólnie spedzony, bądź co bądź krótki czas, jednakże bardzo cenny dla nas.
Szczęśliwi, pozdrawiamy z Brisbane.