Czas zacząć kolejny rozdział naszej podróży. Pewnie wszyscy myślicie, że w tym momencie jesteśmy w Nowej Zelandi. No to powiemy wam, że sie mylicie:)
Jakieś trzy miesiące temu, dowiedzieliśmy sie, że nasi przyjaciele z Krakowa postanowili nas odwiedzić i przylatują 15 lutego do Jakarty w Indonezji. Nasz pierwotny plan zakładał zwiedzanie Indonezji, ale przed Australią. Było by to bardziej logiczne i ekonomiczne. Jednak w takiej sytuacji bez wahania zmieniliśmy kolejność zwiedzania :)
Z Perth polecieliśmy do Bali. Tam nocka na lotnisku i rano lot do Jakarty. Poźniej dwie godziny autobusem i już jesteśmy na miejscu.
Niestety, obecnie w Indonezji jest pora deszczowa. Od początku o tym wiedzieliśmy, ale postanowiliśmy sie tym nie przejmować. Już jadąc autobusem z lotniska, stwierdzilismy że może być słabo. Od rana obserwójemy bardzo silną ulewe. Z dworca do hostelu mieliśmy 15 minut spacerkiem, jednak ściana deszczu szybko nas przekonała żeby wziąć tuk tuka. Całe miasto toneło w strugach deszczu. Tuk tuk dojechał na małą uliczke, gdzie było z 20cm wody. Kierowca wskazał nam palcem na koniec uliczki, i powiedział że tam mamy iść, bo on tam nie wjedzie. Miny nasze musiały być bezcenne, znowu powódź ;)
Przemoczeni dotarliśmy do hostelu. Wysuszyliśmy sie troche, a kiedy deszcz nieco osłabł wybraliśmy sie coś przekąsić. Przedzierając sie przez zatopione ulice, brodziliśmy w wodzie do łydek. Znaleźliśmy uliczke pełną jedzeniowych straganików, gdzie zjedliśmy typowy azjatycki obiadek w postaci kurczaka z chili albo raczej chili z kurczakiem ;) Wracając, zauważyliśmy że cała woda z ulicy znikneła, a to ci cód ;)
Nasi przyjaciele, Gosia i Bartek, mieli dolecieć tego samego dnia wieczorem. Postanowiliśmy zrobić im niespodzianke i odebrać ich z lotniska. Tym razem przygotowaliśmy sie do tej walki z żywiołem, ubraliśmy sie w pelrerynki, założyliśmy japonki, wzieliśmy prowiant na droge oraz napoje powitalne, w postaci soku z mango i małej wódeczki :) I niezwłocznie udaliśmy sie spowrotem na autobus na lotnisko, bo nie mieliśmy za dużo czasu, żeby zdążyć ich odebrać. Deszcz znów leje, a my biegiem na dworzec... szkoda tylko że w przeciwnym kierunku ;) Już po 10 minutach zorientowaliśmy sie, że coś nie gra, no to gazu spowrotem! Standardowo, jest wesoło :D
Tym razem na lotnisko jechaliśmy godzinke dłużej niż poprzednio, i już po 3 godzinach dotraliśy na miejsce ;) Jakarta to trzecie najbardziej zaludnione miasto na świecie, ma 27 milionóww ludzi, trudno sie wiec dziwić, że jest "troszke" zakorkowane ;) Na szczeście zdążyliśmy zrobić im niespodzianke. Szcześliwi i zmeczeni wracamy do hostelu by tam spedzić jeszcze kilka godzin rozmawiając na różne tematy. W końcu już tyle czasu sie nie widzieliśmy.
Dnia kolejnego odsypiamy cieżkie dwa dni i idziemy na miasto. Mamy dużo szcześcia, bo tego dnia, ani razu nie padało. No może po za chwilką, gdzie zaczeło kropić. Oczywiście cała czwórka po pierwszej kropli z nieba była już ubrana w peleryny, by po kilku minutach stwierdzić, że przecież nie pada ;) No nic, trenować zakładanie peleryny też trzeba :D
Jakarta to gigantyczne miasto, bardzo zaludnione, jednak jak na azjatyckie miasto bardzo czyste i upożądkowane. Oglądamy pomnik narodowy, najwiekszy azjatycki meczet, przejeżdżamy do starej dzielnicy miasta zwanej Kota, gdzie odbywa sie festyn z okazji chińskiego nowego roku. Tam główną atrakcja są najróżniejsi poprzebierani ludzie, z którymi można zrobić sobie zdjecie. Inwencji twórczej im nie brakuje, żeby przyciągnąć chetnych do fotografowania, wymyślają najdziwniejsze ubiory i rekwizyty. Przystajemy z boku by sie temu przyglądnąć i nagle spostrzegamy, że najwieksza kolejka do robienia sobie zdjeć ustawiła sie właśnie do nas ;) Dużo wiec nie pozwiedzaliśmy bo na każdym kroku ktoś chciał zrobić sobie z nami zdjecie. Po pewnym czasie rozdzielilimśy sie na cztery osobne stanowiska, żeby szybciej obrobić chetnych ;)
Spedziliśmy naprawde fajny dzień i jesteśmy szcześliwi, że możemy teraz w czwórke podróżować po nowym kraju.
Z Indonezji Sigma i Pi, oraz Gosia z Bartkiem :)