Wulkan Ijan, był ostatnim przystankiem na wyspie Jawa. Kolejnym miejscem, gdzie wiezie nas wykupiony wcześniej bus, to port Ketapang. Stąd popłyniemy promem na Bali :)
Coraz bliżej rajskich plaż i leniuchowania... Na Bali, łapiemy autobusik, którym jedziemy do miejscowości po środku wyspy, o nazwie Ubud. Oczywiście, Indonejczycy muszą coś podrodze przybajeżyć, bo nie byliby sobą.
Dwadzieścia kilometrów przed Ubud, po 4 godzinach drogi, dowiadujemy sie, że autobus nie jedzie do tej miejscowości, tylko do stolicy, do Denpasar. Ni jak to sie ma do naszego planu, wiec wysiadamy na środku skrzyżowania. Pierwsze co robimy, to idziemy do przydrożnej gar-kuchni coś zjeść. Tego dnia, nie mieliśmy za dużo okazji do zjedzenia posiłku, dlatego wszyscy padają z głodu. Tam jedząc zupe z niewiadomą zawartością, dowiadujemy sie, że do Ubud z tej miejscowości nie ma żadnego autobusu.
Świetnie! Nic nam nie pozostało, tylko łapać stopa. Słoneczko zaszło za czarne monsunowe chmury, a my na poboczu drogi... Naszczeście zatrzymała sie taksówka, której kierowca chetnie negocjował cene i gdy osiągneliśmy złoty środek i każdy był zadowlony, pojechaliśmy do Ubud.
Tego dnia mieliśmy już tylko siłe na zakwaterowanie w hostelu, zjedzenie kolacji w najbliższej knajpce i położenie sie spać. Sigma ułożyła w tym czasie skromny grafik na kolejny dzień...
Nastepnego dnia, Bartek czuł sie już zupełnie dobrze, dodatkowo na wiadomość, że chcemy pożyczyć skuter, całkiem ozdrowiał ;) Ten widok sprawia nam radość. Dlatego zadowoleni wsiadamy na skutery i jedziemy zobaczyć kilka miejsc.
Tego dnia pojechaliśmy do świątyni Gungung Kawi, oddalonej o 20km. Piekne wieżyczki, kute w skale rzeźby i kapliczki charakterstyczne właśnie dla Bali, robią wrażenie. Gosia z Bartkiem są zachwyceni i tracą poczucie czasu robiąc zdjecia. No a przecież grafik Sigmy jest napiety :D
Kolejnym miejscem, była plantacja najdroższej kawy na świecie, Coffee Luwak. Powstaje ona z odchodów Luaków, zwierząt wyglądem przypominjących łasice. Nadtrawiają zjedzone ziarna kawy i wydalają. Oczyszcza sie je, suszy i wypala, a nastepnie robi sie kawe. Po plantacji oprowadza nas lokalna dziewczyna i tłumaczy cały proces powstawania kawy, a przy okazji herbaty i kakaa. Zwiedzanie plantacji połączone jest z degustacją. Dostajemy 12 małych filiżanek, z różnymi kawami, herbatami i czekoladami. Jednak kawe Coffe Luwak, jako że jest bardzo droga, trzeba sobie kupić. Naszczeście tutaj kosztuje ona tylko 12 zł za filiżanke, wiec oczywiście kupujemy ją na testy :) Marni z nas koneserzy, bo kawa nas nie powala ;) I o ile smak jest nieco inny od zwykłej kawy, to na pewno nie warty 2000zł za kilogram, a taki właśnie jest koszt tej kawy w Europie.
Nastepnie jedziemy do świątyni Pura Trita Empul, gdzie znajdują sie świete żródła. Miejscowi ludzie, przybywają tu na pielgrzymki, by dokonać rytualnej kąpieli. Miejsce bardzo ciekawe i klimatyczne, dodatkowo przy wyjściu znajduje sie tradycyjny targ z pamiątkami... wiec znowu tracimy poczucie czasu...
Mieliśmy jeszcze odwiedzić tarasy ryżowe, jednak zrobiło sie już troche późno. Nadeszła popołudniowa godzia, co w tutejszych realiach oznacza deszcz... Czarne chmury na niebie potwierdzają naszą teorie :) W alejce z pamiątkami, przeczekujemy pierwszą, najwiekszą ulewe. Z naszych dotychczasowych obserwacji wynika, że taki deszcz potrwa z 2-3 godziny, wiec jak tylko lekko ustaje i widać coś na odległość wieksą niż 2m, postanawiamy jechać. Zaciskamy zeby, zakładamy nasze super kolorowe peleryny i w droge. Pierwsze kilka kilometrów nie należało do przyjemnych. Dużo wody, deszcz w oczy i zimno. Na szczęście im bliżej Ubud, tym mniej padało.
Z trasy od razu skierowaliśmy sie prosto do poleconej knajpki na obiad i gorącą herbate. Cały dzień zwiedzania, bez posiłku ani przekąsek, Bartek i Pi ledwo sie tam dowlekli ;)
Po posiłku odstawiliśmy skutery, przebraliśmy mokre ciuchy i biegiem na tradycyjną balijską ceremonie, zwaną Kecak Dance, nikt nie powiedział, że zwiedzanie jest łatwe... Po powrocie, około godziny 21, grafik Sigmy przewidywał już tylko kąpiel w basenie i drinka ;)
Dnia kolejnego okazało sie, że dla Bartka jazda skuterm w deszczu nie była najrozsądniejszym pomysłem. Znów ma nawrót choroby....ehhh nienajlepszy ten jego urlop :( Zmieniamy zatem plany. Zamiast skutera, wynajmujemy taksówke, która obwiezie nas po paru świątyniach, polach ryżowych i odstawi nas na wschodnią cześć wyspy. Zanim jednak pojedziemy idziemy z Gosią na wielki targ z pamiątkami, żeby dokończyć zakupy :)
My zamist pamiątek szukamy dużej torby, którą Gosia z Bartkiem zgodzili sie zabrać do Polski. Niby nie kupowaliśmy dużo pamiątek, bo przecierz mamy mało miejsca i musimy to nosić... Jednak po 4 miesiącach podróży, jakoś tak sie nam tego nazbierało, że sie już nie ma gdzie tego upychać ;) A dzieki Gosi i Bartkowi, zrobi sie nam miejsce na nowe skarby :D Kupujemy, wiec najwiekszą dostepną torbe i już na tym targu dokupujemy pare nowych "drobiazgów" :)
Po zakupach, zabieramy bartka z hotelu, jemy szybki obiad i ruszamy wynajetą taksówką realizować kolejny grafik Sigmy ;)
Dojeżdżamy do tarasów ryżowych. Miejsce, w którym na stromych górskich zboczach uprawia sie ryż. Tarasy wyglądają spektakularnie. Zza chmur wychdzi słońce i oświetla soczystą zieleń roślin i promienie słoneczne odbijają sie w wodzie, w ktrórej rośnie ryż. Chodzenie po tak ukształtwoanym terenie to nielada wspinaczka, a dołączając do tego panującą tu wilgotność jest to nielada wyzwanie. Dlatego Bartek szybko rezygnuje i wraca do auta bo brakuje mu sił.
Grafik mamy znowu napiety, bo jest co oglądać. Jednak stan zdrowia Bartka zaczyna nas martwić i postanawiamy jechać do lekarza, by go zbadał. Tym bardziej, że mamy dziś jechać na odludzie wypoczywać na plaży, wiec dla spokoju ducha jedziemy do kliniki dla "białasów" ;) Na miejsu okazuje sie, że nic strasznego sie nie dzieje, to tylko osłabienie po niedoleczonej chorobie. Czwórka dorosłych nie wpadła na to, że jazda na skuterze w deszczu to słaby pomysł w przypadku człowieka po chorobie ;) Wedłóg zaleceń lekarza, zostajemy 4 godziny na obserwacje, by mogli profilaktycznie zbadać krew i podać kroplówke z potrzebnymi elektrolitam do szybkiej regeneracji. Wieczorem wypuszczają naszego chorego i zalecją odpoczynek, co też właśnie zamierzamy robić :)
Taksówkarz odwozi nas prosto nad morze do super klimatycznych domków z bambusa. Nadszedł czas by odpocząć!
Cała czwórka pozdrawia cieplutko w tych zimowych chwilach:)