W końcu, po wielu przygodach i pieknych chwilach w Indonezji, nadszedł czas na nowy roździał. Raczej nikogo nie ździwimy wiadomością, że dotarliśmy do Nowej Zelandii. No bo grzechem byłoby nie zobaczyć jednego z najładnieszych miejsc na świecie, a przy okazji nie spełnić kolejnego marzenia :)
Lecieliśmy 5,5h z Bali do Melbeurn w Australii. Tam 2,5 godziny na szybką przesiadke i w droge kolejne 3h do Christchurch. Wylecieliśmy o 13:00 i tak po kilku zmianach czasu docieramy na miejsce o godzinie 5 rano. Wszystko fajnie, tylko my byliśmy od 24 godzin na nogach, w smolocie spaliśmy łącznie 2,5 godziny, a przed nami właśnie wstaje nowy dzień, który już jest cały zaplanowany :) Ogarniamy sie szybko na lotnisku i w droge, spanie jest przereklamowane ;)
Plan na zwiedzanie Nowej Zelandii mamy prosty i mało oryginalny. Wypożyczamy samochód, robimy sobie z niego domek i w trzy tygodnie zwiedzamy ile sie da :)
Z lotniska w Christchurch odbieramy nasze zarezerwowane wcześniej autko. Bardzo miła obsługa Go Rental szybko dokonuje formalności, tłumaczy co i jak, a nastepnie pokazują nam naszego nowego towarzysza podróży, a raczej towarzyszke... Nowiutką Toyote Corolle, nazwaną przez nas Śnieżynką ( idealna dziewczyna dla Rudolfa).
Teraz pora wyposażyć Śnieżynke w sprzet kempingowy i zapas jedzenia. Jedziemy, wiec na zakupy. Kupiliśmy kuchenke turystyczną, rondelek, dwa talerze i kołdre, która ma słóżyć jako materac do spania :) Spać zamierzamy oczywiście w samochodzie. W końcu trzeba zwiedzać budżetowo, a Nowa Zelandia tania nie jest :) Śnieżynka, jest troszke mniejsza od Rudiego, ale liczymy, że damy rade jakoś sie zmieścić :) Nastepnie robimy zakupy spożywcze. Tu znowu, jak dzieci na kolonii, kupujemy wiecej ciastek i cukierków niż pożywnego jedzenia ;) Tak oto Snieżynka staje sie naszą sypialnią i spiżarnią, jesteśmy gotowi do zwiedzania !!! :)
Miasta Christchurch nie mieliśmy w planach za bardzo oglądać, bo nie bardzo jest co. Kilka lat temu było silne trzesienie ziemi i całe miasto zostało zniszczone. Teraz to jeden wielki plac budowy. Przeszliśmy sie chwilke po centrum, ale to był naprawde krótki spacer. Po za tym, Nowa Zelandia to przede wszystkim natura, a nie miasta.
Wyjeżdżając z miasta podjechaliśmy na wzgórze obok, by zobaczyć cały teren z góry. Bardzo urokliwe miejsce, pełno tras do spacerów i ścieżek do zjazdów rowerowych. Jednak naszym głownym celem jest przejechać około 200 kilometrów na południe w okolice jeziora Tekapo. Niestety pogoda popołudniu troszke sie psuje, wiec widoków pieknych nie mamy. Wieczorem znajdujemy kemping, by w końcu położyć sie spać :)
O dziwo, po przesunieciu przednich foteli do przodu, i położeniu plecaków w dziurze na nogi, powstaje łóżko o wymiarach praktycznie w sam raz dla nas. Rozkładamy nasze małe kocyki i kupioną kołdre, by było choć troche miekko i zasypiamy w 30 sekund ;)
Z Nowej Zelandii, Sigma, Śnieżyna i Pi :)