Kolejnego dnia mamy plan jazdy przez historyczną droge rout 66 i zwiedzania kolejnych klimatycznych miasteczek. Tak, wiec jedziemy... Jednak ku naszemu rozczarowaniu, droga znajduje sie tuż obok nowej autostrady. W efekcie jedziemy przez pola i zarośla tylko dużo wolniej, niż pobliską autostardą. Od czasu do czasu droga przebiega przez malutkie miasteczka, ale zamiast oczekiwanej niezwykłej atmosfery, zastajemy opuszczone domy i sklepy. Działają tylko nieliczne stacje benzynowe i kilka hotelików. Oznakowanie drogi czesto bezpowrotnie znikają na skrzyżowaniach i cieżko stwierdzić któredy dalej... Szukamy jakiś miejsc związanych z tą drogą, ale naprawde nie jest to proste...
Tak też mija dzień po dniu, a my jeździmy w poszukiwaniu historycznej drogi i tych niezwykłych atrakcji, o których tyle słyszeliśmy... Po zagłebieniu w mit drogi 66 okazuje sie, że najsłynniejszy i chyba najciekawszy odcinek tej niezwykłej drogi to ten koło Las Vegas. Przygotowany tam dla turystów, bo jest ich tam najwiecej. Natomiast im dalej sie odjedzie tym bardziej mit o tej drodze zanika... Ale skoro postanowiliśmy ją przejechać, to staramy sie z całych sił odnaleźć jej przebieg i mocno ukryte atrakcje ;) Udało nam sie odwiedzić farme cadilaków, na której wkopanych jest w ziemie 10 modeli tego samochodu. Na samochodach podpisują sie wszyscy, którzy przejeżdżają obok, my oczywiście też :) Mijane przez nas: pochylona wieża ciśnień, poteżny biały krzyż, czy mała porzucona budka z dystrybutorem, także okazały sie być "atrakcjami" tej drogi. Gdybyśmy wcześniej wiedzieli, zrobilibyśmy im chociaż zdjecia ;)
Nic to, niezrażeni jedziemy dalej... jendak znikome oznakowanie drogi i nasze "lekkie" zagadanie spowodowały, że w pewnym momencie pojechaliśmy dalej prosto, główną autostradą, podczas gdy historyczna droga dawno odbiła na północ! Tak oto znaleźliśmy sie 150mil w złym kierunku :D Ze wzgledu na późną pore, zaczeliśmy szukać miejsca na nocleg. W stanach darmowych kempingów jest jak na lekarstwo, wiec poszukaliśmy płatnego ale takiego, żeby chociaż miał prysznic, bo to nie zawsze jest takie oczywiste :) Tym sposobem, znaleźliśmy sie na kempingu dla rybaków, tuż obok rwącego potoku. W recepcji Pan, w odpowiedzi na pytanie o wolne miejsca, zaproponował nam darmową miejscówke, którą ktoś opłacił, a musiał wcześniej wyjechać, przystaliśmy na jego propozycje ;). Po raz kolejny los uśmiecha sie w naszą strone, dzieki czemu jesteśmy czyściutcy i pachnący i spedzamy miły wieczór przy kubeczku z winem :)
Z samego rana ruszamy dale. Powrót na właściwy kierunek zajął nam troszke czasu i niestety omineliśmy kawałek hisotrycznej drogi... ale chyba dużo nas nie omineło ;) Tak oto wjeżdżamy na końcowy, dla nas, odcinek drogi, gdzie podziwiamy jeszcze stary most. W internecie rozpisują sie o jego histori i niezwykłości. W rzeczywistości dojazd do mostu jest zamkniety i cieżko sie nawet pod niego dostać.
Tym razem świadomie zjeżdżamy z drogi 66, która odbija na północ do Chicago. My natomiast jedziemy dalej na wschód, musimy zobaczyć drugi ocean ;)
Podsumowując naszą przygode z rout 66, to zgodnie twierdzimy, że pierwszy jej fragment faktycznie ma klimat i warto tam pojechać. Natomiast jej reszta to atarkcja jedynie dla prawdziwych pasjonatów :) Decyzje o tej trasie podjeliśmy dość spontanicznie i bez wiekszego przygotowania, wiec wyciskamy teraz z tej trasy ile możemy, ale świadomie byśmy chyba tu nie pojechali :)
Tak czy inaczej, każde kolejne miejsce jest dla nas nowe i ciekawe, przemierzamy kolejne stany... Kalifornia, Arizona, Utah, Nowy Meksyk, Teksas, Oklahoma, Arkansas, Missouri, Illinois, Indiana, Ohaio już za nami :)
Prosto z bluszcza pozdrwaiamy Sigma i Pi
Ps. Dziś najserdeczniejsze życzenia składamy naszym ukochanym mamom! Żebyście zawsze były uśmiechniete i radosne, żebyście miały dużo wolnego czasu dla siebie i rodziny i żabyście zawsze miały dużo pociechy z Waszych latorośli, z tych w Polsce i z tych za oceanem również :D Ogromne buzaki!!!!!