Ostatnio skończyliśmy na tym, jak dojechalismy do Varanasi. Wiec dzisiaj kilka słów na temat tego miasta.
W pierwszej kolejności szukamy miejsca do spania. Udaje się nam znaleźć mały, brudny pokoik ale za to w samym centum i niedrogi. Pokój dwósobowy z łazienką, a w niej dwóch dodatkowych mieszkańców Felek i Melek. Małe geokony, które bacznie nas obserwowały na każdym kroku. Jako, że Pi to towarzyski chłopak szybko sie z nimi zaprzyjaznił, grali nawet w grę kto pierwszy mrugnie lub sie poruszy... ale Felek i Melek chyba już nieraz w to grali bo nie miał z nimi szans :)))
Do miasta przyjechaliśmy głównie z jednego powodu, by przyjżeć sie rytuałom pogrzebowym nad Gangesem. Podobno każdy Hindus i mieszkanieć Indii, marzy o tym by jego ciało zostało wykąpane po śmierci w rzece, dla oczyszczenia duszy. Nastepnie, zaraz obok spalone na stosie przy brzegu. Na sam koniec prochy zostają rozsypane w rzece.
Dzielnica w której spaliśmy, to bardzo ciasne uliczki, w których każdy coś sprzedaje, jak zwykle ścisk, tłok i wszechobecne skutery. Na szczeście w kilka minut dochodzimy do rzeki. Idąc brzegiem, szarej, metnej i brudnej rzeki, mijamy cały czas ludzi, którzy sie w niej kąpią czy robią pranie. W oddali dostrzegamy dym i ogień. Wtedy już wiemy, że to jest miejsce w, które zmierzamy.
Z bliska widzimy kilka palących sie stosów drewna. Atmosfera, niczym nie przypomina, że właśnie palą tam zwłoki. Siadamy z boku i po cichu przyglądamy sie całemu procesowi, ponieważ, przynieśli nowego zmarłego, na czymś przypominającego nosze.
Zmarły jest owiniety z zewnątrz lśniącą, pomarańczowo-złotą tkaniną, zaś pod spodem białą. Później dowiadujemy sie, że biała oznacza meżczyzne, a czerwona kobiete. W pierwszej kolejnosci rodzina zmarłego zanurza kilkukrotnie ciało w rzece. Po wyciągnieciu z wody, odwijają twarz zmarłego i każdy członkek rodziny polewa ją wodą z Gangesu. Nstepnie ciało, kładą na poukładane wcześniej drewno, po czym od góry również układają drewno. Na koniec widać tylko zawinietą głowe i stopy. Na sam koniec, najstarszy syn, podpala stos, a wszyscy stoją, rozmawiają i przyglądają sie, trwa to około 3 godziny. Spalone szczątki wrzucają do rzeki.
Co ciekawe, nie widzimy żadnego płaczu czy smutku, dla nich, jest to normalne i szansa na kolejne rzycie, gdyż wierzą w reinkarnacje. Płaczu nie ma też z tego powodu, że w całej ceremoni biorą udział tylko meżczyźni, kobietom nie wolno przychodzić, właśnie dlatego, żeby było spokojniej. Dookoła toczy sie normalne życie, dorośli siedzą i plotkują, dzieci sie bawią, biegają psy a kozy i krowy zżerają resztki kwiatków zdobiące zwłoki zmarłego :)
Widok tego, nie jest lekki, to nie jest miejsce dla wrażliwych, ale bedąc tutaj, warto to zobaczyć. Obserwując wszystko, rozmawialiśmy z miejscowym, który zajmuje sie tym, dzieki czemu, poznaliśmy wiele ciekawych szczegółów związanych z paleniem zwłok.
Niestety, o ile można tam być, to nie można robić zdjeć, dla tego za wiele ich nie mamy....
W Varanasi nie ma z dużo do oglądnia, mimo że to jedno z najstarszych miast na świecie. Włócząc sie, doczekaliśmy sie wieczoru, kiedy poszliśmy po plecaki do hostelu i udaliśmy sie na pociąg. Podróż, którą mamy już za sobą, ale długo zostanie nam w pamieci.
Oczywiście o tym, kolejnym razem. Do usłyszenia Sigma i Pi.