Nadszedł czas na pożegnanie sie z naszą krótką przygodą w Indiach.
Około 22 przyjeżdżamy rikszą na zatłoczony dworzec. Planowany pociąg mamy na 00:25, standardowo przyjeżdża godzine później, ale już do tego zdążyliśmy przywyknąć. Mamy użwcześniej kupione bilety z miejscówkami do spania w najtańszej klasie typu sleeper.
Nagle słychać świst i huk.... nadjeżdża nasz pociąg a na peronie cały dziki tłum zaczyna po nim biegać w popłochu tratując wszystko i wszystich na swojej drodze. Nie bardzo wiemy po co ten popłoch skoro miejsca są numerowane. Ruszamy zatem w kierunku naszego wagonu, już to zadanie okazało sie nie lada wyczynem :) Gdy docieramy do wejścia to przestało być śmiesznie. Staneliśmy w tłumie ludzi, chcących dostać sie do środka. Postanowiliśmy przechytrzyć wszystkich i wejść innym wagonem i przejść do naszego. Niestety, pomysł może dobry, ale nie w Indiach. Całe przejście było zawalone pasażerami... krzyki, przepychanki, płaczące dzieci i awantury... Wtedy dotrało do nas, że nikogo nie obchodzą nasze miejscówki, a tysiące ludzi chce jehać tym pociągiem bez wzgledu na to czy mają bilety i miejscówki czy nie. Wizja jechania 7 godzin na jednej nodze z plecakiem pod drugą nogą płaczące niemowle, a głowa w cuchnącym kiblu, szybko skłoniła nas do opuszczenia pociągu. Ten manewr też był trudny bo banda ludzi za nami niekoniecznie chciała wysiąć.
Staneliśmy bezradnie na peronie, a pociąg zaczął ruszać... Nagle koło nas przechodziło dwóch policjantów. Pokazuje im nasze bilety i pytam jak mamy sie dostać do środka?? Nagle pociąg stanął, pan policjant podszedł do wejścia, gwizdnął gwizdkiem i tylko raz do nich coś powiedział. Nagle z wejscia wagonu wyszło co najmniej 20 osób w raz z bagażami. A nas zaprosił do środka :))) Weszliśmy a pociąg ruszył, wszystko super, ale co dalej, jak dojść do swoich miejsc? Nagle dwuch "ciapatków" widząc nasze bezradne miny pytają sie o numery miejsc, po czym stwierdzają, że to druga strona wagonu i zaczynają torować nam przejście. Jakiś cud. Dotarliśmy do swojego przedziału gdzie było ponad 20 osób, a miejsc 6 hahaha. Oczywiście, chwila moment i nasze obydwa łóżka stają sie puste. Hindusi pomimo calego zamieszania i dość nerwowej sytuacji są dla nas bardzo przyjemni i pomocni, chociaż nasze przybycie wiąże sie dla nich z utratą miejsca nawet do stania...
Jednak nasze zadowolenie szybko znika, widząc po czterech dużych chłopów z bagażami na łóżkach z dykty znajduących sie nad nami. Może to u nich normalne, ale my zaczynamy sie bać o ich oberwanie i zmiarzdżenie nas. Widząc to szybko robimy interes z ciapatkami i zamieniamy nasze dwa miejsca, na jedno górne, gdzie udaje nam sie chwile zdrzemnąć. Kiedy sie obudziliśmy pociąg był pusty a my właśnie dojechaliśmy do naszej stacji, uffff przeżyliśmy!!!!
Łapiemy autobus do granicy z Nepalem, i już po 3 godzinach docieramy do granicy z Nepalem, gdzie wykupujemy wize i szukmy autobusu do Kathmandu. Mamy do przejechania 280km a mówią nam, że pojedziemy 12 godzin, coś nie tak, ale nie mamy wyboru jedziemy :)
Szybko okazuje sie że podany czas podróży jest prawidłowy. Myśleliśmy, że w Indiach były kiepskie drogi, otóż nieprawda, tutaj wiekszość odcinków to szuter, głazy z pobliskich skał i śladowe ilości betonu z dziurami jak ser szwajcarski. Droga wązka, kręta, przez góry, a ruch nie mały... Także średnia predkość to 30 km/h.
Za to kierowca, tam gdzie sie dało i gdzie sie nie dało, wyprzedzał wszystkich jak leciało. Mógł by ktoś dać mu szanse na cieżarówkach w rajdzie Paryż-Dakar, marnuje sie chłopina hahaha.
Żeby droga była jeszcze "szybsza" zabieramy co dwa km jakiegoś pasażera i wysadzamy kawałek dalej. Momentami ludzi było porównywalnie dużo, do pociagu z ubiegłej nocy.
Wytrzesieni przed 5 rano kwaterujemy sie w hostelu w centrum Kathmandu.
Tyle w temacie ciekawych środków podróży....Sigma i Pi