Najbliższy czas spędzimy w Derby, musimy więc rozeznać okolicę :) W informacji turystycznej dowiadujemy się, że miasteczko Derby jako atrakcje oferuje drzewo - baobaba o niereugularnych kształtach oraz malutkie regionalne muzeum łączności. Droga do wielkiego baobaba jest aktualnie zalana, wiec zostaje nam tylko muzeum. Dziekujemy Pani za informacje i jedziemy na rekonesans miasta. Objazd całości zajmuje nam 20 minut :)
Chwila wytchnienia od jazdy, nawet nam sie przyda. Problem tylko w tym, że pogoda nie pozwala spedzić ani minuty poza autem :( Idziemy wiec na wycieczke do.... supermarketu :) Pierwszy raz w życiu spedziliśmy tyle czasu w sklepie spożywczym ;) Po tej pasjonującej wycieczce wiemy, która mrożonka warzywna ma wiecej marchewki niż zieminaków, jaki jest sklad batoników musli, jakie patenty mają pudełka na drugie śniadanie i jakie ściereczki są dziś na promocji ;) Dwie godziny penetracji półek małego sklepu. Jednak najważniejszym odkryciem była pólka produktów, którym kończy sie data ważności, były one przecenione praiwe o 90% ceny! Ta pułka stała sie naszym punktem żywieniowym na nastepnych kilka dni...
We wtorek, droga dalej jest zamknieta. Prognoza pogody nie jest optymistyczna. Przewiduje opady do piątku. Troche sie nam nudzi, ale nie ma sie czym martwić, do piątku możemy poczekać. Co prawda nie zwiedzimy już tego co cheliśmy, ale spokojnie zdążymy na kupiony już samolot...
Wracamy do informacji turystycznej, Pani już z daleka usmiecha sie do nas. Pytamy, gdzie to muzeum bo nam sie nudzi :) Pani tłumaczy, że o tej porze roku muzeum tak naprawde jest zamkniete, ale daje nam do niego klucze i tłumaczy jak włączyć światło. W końcu musimy coś tu robić! :) Poraz kolejny spotykamy sie, z rzadko spotkaną u nas, życzliwością i ufnością.
Pojawił nam sie standardowy problem, jak mało jeździmy....Nie mamy jak naładować elektroniki. W tym celu, po zwiedzeniu muzeum oddaliśmy klucze i siadamy w konciku informacjii turystycznej przy gniazdku elektrycznym. Niewiedzieliśmy, wtedy że stanie sie to nasza codzienna miejscówa na 2-3 godziny dziennie :) Tam było sucho, spokojnie i był prąd.
Samo miasteczko jest ładne i spokojne. Jak mniej pada, zauważamy pewną prawidłowość. Pojawia sie pełno aborygenów, którzy widać, że raczej nie pracują. Wszedzie jest ich pełno. Znowu siedzą całymi grupami i piją alkohol, przez co stanowią słabą wizytówke miejscowości.
W środe już nie pada. W zasadzie świeci słońce, ale droga jest dalej zamknieta. Korzystając z pogody, suszymy i wietrzymy Rudiego. Pi nawet go umył by zrobić zdjecia do ogłoszenia sprzedaży. W informacji turystycznej panie nas informują, że jest organizowany specjalny lot do Broome, gdzie jest normalne lotnisko by lecieć dalej. Dziekujemy za pomoc i oznajmiamy, że kilka dni zapasu jeszcze mamy, poza tym musielibyśmy gdzieś jeszcze sprzedać samochód. To chyba lepiej zrobić w dużej miescowości.
Dni te, wbrew pozorom, mineły nam bardzo szybko i przyjemnie. Przesiadywaliśmy w informacji turystycznej, jechaliśmy pod molo nad morzem oglądnać jaki kolor ma dziś woda, a każdy posiłek zaczynał sie od sprawdzenia co obecnie jest na wyprzedaży w sklepie. Tak oto kupowaliśmy niezwykle potrzebne rzeczy jak tort biszkoptowy, sernik czekoladowy czy 0,5kg serka waniliowego ;) Co 15 minut sprawdzamy oczywiście aplikacje drogową, czy przypadkiem nie otworzyli już drogi! Jednak puki co zamkneli kolejna droge, tym razem tą, którą tu dojechaliśmy, nie ma wiec już nawet jak zawrócić!
W czwartek rano nadal świeci słońce. Nie czekamy na poranną aktualizacje aplikacji tylko postanawiamy już jechać, na stacje benzynową 50km za miasto, gdzie jest zamknieta droga. Cały dzień słońca i bezdeszczowa noc musiała udrożnić droge!
Po 40 min jazdy dojeżdżamy do barierek oznaczających zamkniecie drogi. Wjeżdżamy na stacje benzynową, gdzie stoji już wiele samochodów. Od kilku dni nazbierło sie tu sporo ludzi. Po rozmowie z kierowcami "pociągów drogowych", dowiadujemy sie, że drogi na pewno nie otworzą. Pokazują nam zdjecia i tłumaczą, że drogi i pobliskiego mostu nie ma! Zniszczyła je powódź!!!