Wiadomość o zniszczonej drodze, troszke nas zmartwiła. Wróciliśmy, wiec do miasta i zaczeliśmy szukać informacji o stanie drogi i dacie przywrócenia normalnego ruchy w tej cześci Australii.
Wszyskie informacje, jednoznacznie nam powiedziały, że mamy jeszcze 2-3 dni czekania. To jest jedyna droga do miasta i jedyna droga tranzytowa w pólnocnej Australii. Dlatego służby drogowe muszą dołożyć wszelkich starań, by prowizorycznie przygotować ją do jazdy.
Jeszcze tego samego dnia, ukazuje sie informacja w aplikacji o stanie dróg. Dowiadujemy sie z niej, że odcinek do Broome, ma być otworzony dla wszystkich pojazdów w ciągu 48 godzin. To dobra informacja, jest dla nas nadzieja :)
Przebywając już kilka dni w Derby zastanwialiśmy sie czy ludzie nas rozpoznają... Uznaliśmy, że dwie blade twarze w samochodzie-reniferze mogą być zauważone :) Szybko potwierdziła to Pani w sklepie, która zaczepiła nas miedzy półkami i pytała, czy to my jestemy z tego Subaru co sie pojawiło w mieście. Mówimy jej, że utkneliśmy i że chcemy jechać do Perth. Ona uśmecha sie serdecznie i potwierdza, że owszem droge do Broom otworzą niebawem ale kolejny odcinek drogi, prowadzący na południe już nie koniecznie... Podobno tam jest bardzo dużo wody, która schodzi bardzo wolno.
Ta wiadomość nas już bardzo zmartwiła!!! Na 14 lutego mamy kupione bilety na samolot, na który wyjątkowo musimy zdążyć (o tym dlaczego, napiszemy innym razem). Musimy zatem dojechać 2500km do Perth i zdążyć sprzedać auto. Czas zaczyna sie kurczyć, a nikt nie jest w stanie nam podać żadnej konkretnej informacji!
Sigma wpada w rozpacz, łazimy wiec po miasteczku i pytamy kogo sie da, co wie o tamtej drodze?! Każdy ma inne zdanie. Jedni mówią, że w przyszłym tygodniu muszą ją otworzyć, bo to jedyna droga. Inni, że woda jest tam mega wysoka i to potrwa kilka tygodni, hmmmm. My jednak zaczynamy sie zastanawiać nad sprzedażą Rudiego w Derby i kupienia lotu z Broome do Perth. Jednak rynek potencjalnych klientów jest dość skromny w takim małym miasteczku. Zostaliśmy jednak skierowani do pana, który może kupić od nas auto. Od razu pojechaliśmy tam, by wstepnie porozmawiać. Pan był bardzo miły. Oczywiście od razu wiedział kim jesteśmy, Ci turyści co siedzą w mieście od tygodnia ;) Jednak nie bardzo był zainteresowany Rudim, a już napewno, nie za rozsądne pieniądze.
Nie pozostaje nam nic innego jak poczekać, aż otworzą droge do Broome, pojechać tam i zobaczyć jak sie sprawy potoczą...
Wieczorem, zrezygnowani położyliśmy sie spać, nagle ktoś puka w szybe samochodu. Zdziwieni otwieramy i widzimy chłopaka. Australijczyk, mniej wiecej w naszym wieku, oznajmia nam, że jest piątek wieczór i nie może już patrzeć jak od kilku dni siedzimy w tym samochodzie ;) Po przeciwnej stronie drogi, siedzi z kolegami na werandzie i mamy do nich przyjść spędzić wieczór. Sprawa postawił jasno, nie dał nam szansy odmowy. Ubieramy sie i idziemy :) Tam poznajemy trzech miłych chłopaków i zostajemy poczestowani piwem. Jeden z nich, pracuje przy zniszczonej drodze. Dowiadujemy sie, że jutro rano bedzie droga otwarta. Przynajmniej pierwszy odcinek, bo do kolejnego nie jest pewny.
W sobote rano, przeżywamy dzień świstaka, nie czekamy na aktualizacje stanu dróg, tylko jedziemy, już pod miejsce gdzie zamknieta jest droga. Na stacji spotykamy tych samych ludzi co ostatnio, a oprócz tego mnóstwo nowych. Pojawia sie informacja, że droga o 11 bedzie otwarta. Tak też sie stało. Punktualnie o 11 wszyscy ruszyli. To ci precyzja. Po drodze oglądamy miejsca zniszczone przez powódź.
Po 2 godzinach dojedżamy do rozwidlenia przed Broome. W aplikacji pojawiła sie wiadomość, o otwrciu drogi na południe! Nasza radość nie trwa długo. Droga w kierunku Perth jest otwarta ale niestety, tylko dla samochodów cieżarowych i wysokich terenówek.
Pytamy sie o stan drogi, kierowcy cieżarówki, który właśnie stamtąd przyjechał. Mówi nam, że nie ma opcji byśmy tam przejechali, znowu słyszymy, że utoniemy :(