Świątynie oglądniete, a że za długo w jednym miejscu nie moża przecież siedzieć, kolejnego dnia postanawiamy jechać dalej. Tym razem pora zobaczyć coś nowego! Indonezja to głównie tereny wulkaniczne, jedziemy wiec wspinać sie na wulkany :)
Mamy w planie zobaczyć dwa wulkany Bromo i Ijen. Szukając transportu w lokalnych agencjach turystycznych okazuje sie, że pakiet, transportu + nocleg, na oba wulkany jest tańszy niż organizowanie wszystkiego na własną reke. Wykupujemy wiec, trzydniową wycieczke dzieki temu mamy zorganizowane najbliższe dni.
Z samego rana wyruszamy z Yogoakarty, przed nami cały dzień drogi na wulkan Bromo. Wszystko fajnie, tylko podstawili nam busa z siedemnastoma miejscami, ale dla liliputów :) Na szczeście kilka miejsc jest pustych, wiec finalnie jakoś sie w nim upychamy. W Indonezji, jak we wszystkich azjatyckich krajach, jazda samochodem to przede wszystkim trąbienie. Przyzwyczailiśmy sie, że bez klaksonu ani rusz! Jeździ sie tu po wszystkich pasch, wyprzedza z każdej strony, na trzeciego, na czwartego, gdzie sie da i jak sie da. Czasami nawet jest to śmieszne, ale nie tym razem. Niestety, trafił nam sie kierowca, który ledwo od ziemi odrósł i wygląda na dwanaście lat, a do tego naoglądał sie za dużo filmów typu szybcy i wściekli. Na początku próbowaliśmy znieść jego szaleńczo-idiotyczną jazde. Niestety do tego wszystkiego zaczeło bardzo mocno padać. On oczywiście stylu jazdy nie zmienił. Musieliśmy wziąść sprawy w swoje rece i przeprowadzić z nim szybką rozmowe korygującą ;) Dzieki czemu spokorniał jak baranek i znacznie zwolnił. Do hotelu dojechaliśmy cało i zdrowo po 13 godzinach jazdy.
Wulkan Bromo obowiązkowo należy podziwiać o wschodzie słońca. Nasza agencja turystyczna oferuje wyjazd jeepem na super punkt widokowy i pod wulkan. Jednak ich ceny są oczywiści kosmicznie wysokie, postanawiamy wiec iść na własną reke. Po 3 godzinach snu wstajemy o 3 nad ranem i wyruszamy na punkt widokowy na Bromo :) Dzisiejszego dnia, idziemy we trójke, Gosia, Sigma i Pi. Bartka załatwiła klimatyzacja i bardzo słabo sie czuje. Już na początku wyprawy musimy stoczyć słowną walke z Indonezyjczykami, którzy karzą nam płacić po 40zł za wstep do parku narodowego, do którego wcale nie wchodzimy. Stanowczo jednak odmawiamy i w końcu ustepują i pokazują nam droge na darmową miejscówke, skąd pieknie widać wulkan :)
Niestety to tutaj bardzo popularne zjawisko. Wymyślają wejściówki tam gdzie ich nie ma i wyciagają od turystów niebagatelne kwoty. Naszczeście wyczytaliśmy o tym wcześniej, stąd nasza determicja :) Po godzinie marszu, dochodzimy na miejsce. Okazuje sie, że ten darmowy punkt widokowy to ten sam, co to spektakularne miejsce z oferty agencji turystycznych, na które można dotrzeć tylko jeepem, ahhh Ci Indonezyjczycy ;)
Jest 4:45 rano i jest troszke zimno... Siadamy na murku z herbatką w reku i czekamy na wschód słońca... Po chwili zadumy, miejscowe chłopaki poprawiły nasz kierunek, patrzyliśmy zupełnie nie w tym kierunku, hahaha.
W internecie bardzo dużo ludzi pisze o tym, że na wulkan Bromo można wejść lokalną ścieżką, dzieki czemu nie trzeba płacić za wejście. My nie planowaliśmy w ogóle tam iść, bo plan wykupionej przez nas wycieczki był bardzo napiety i zaraz po wschodzie słońca wyruszalśmy w droge na kolejny wulkan. Jak zwykle nasz plan szybko uległ zmianie... Spotkaliśmy polke, która przekonała nas, że musimy tam iść bo naprawde warto, i że jak sie pospieszymy to damy rade. Długo nie czekając, podjeliśmy decyzje, że idziemy. Raczej biegniemy :)
Po 45 minutach marszobiegu, lekko zasapni docieramy pod wulkan Bromo. Po gigantycznych schodach wchodzi sie na sam szczyt wulkanu, z którego można zobaczyć krater. Brązowa bulgocząca lawa i dym wydobywający sie z głebi ziemi, przepiekny i niecodzienny widok. Sam wulkan Bromo i okoliczne wulkany leżą na terenie starego krateru, wiec cały krajobraz jest kosmiczny :)
Chwileczke zadumy i podziwnia widoku, szybkie zdjecie i pedzimy spowrotem, żeby zdążyć wrócić na czas do hotelu. Troche zmachani, wpadamy o wyznaczonej godzinie na miejsce zbiórki! Warto było :)
Z fantastycznego Bromo, jak zwykle pozdrawiamy :)