Nowy Jork, miasto marzenie wielu ludzi. Kto nie zna tego miasta, choć z jednego filmu? To miasto, to obowiązkowy punkt na naszej mapie zwiedzania USA. Sigma była tu 10 lat temu i koniecznie chciała, żeby Pi zobaczył to miejsce. Z samego rana przejeżdżamy most na Manhattanie. Miasto to, nie należy do tanich miejsc, już sam wjazd przez most to koszt 15$...Wcześniej zarezerwowaliśmy sobie parking na dwa dni i nocleg, żeby na miejscu skupić sie już tylko na zwiedzaniu. Jedziemy wiec oddać autko, zameldować sie w hotelu i ruszamy w miasto! Wszystko idzie nam dość sprawnie, bo ulice miasta są prawie puste! Czy w Nowym Jorku nie ma korków???
Zaczynamy od oglądniecia słynnego mostu Brooklin Bridge, faktycznie imponująca budowla. Podoba sie nam to, że okoliczne mosty są utrzymane w tym samym stylu i choć są dużo nowsze, to idealnie komponują sie z otoczeniem. Spod mostu idziemy do centrum światowego biznesu, czyli na Wall Street. Podziwiamy stary budynek giełdy i obowiązkowo dotykamy rogów złotego byka, by i nam dopisywało szczeście w finansach ;) Mimo dziwnego ogólnego spokoju na ulicach, to przy atrakacjach turystycznych nie ma o tym mowy! Tu jest walka o byt! :)
Pora zobaczyć legendarną Statue Wolności! W tym celu udajemy sie na nabrzeże, skąd odpływa prom na wyspe Staten Island, która jest sypialnią Nowego Jorku. Prom jest darmowy i przepływa zaraz koło posągu, to dobra alternatywa na drogie promy wycieczkowe. Co prawda, nie da sie wysiąść pod samą Statuą i wyjść na specjalny taras widokowy w jej koronie, ale nam zależało, żeby ją zobaczyć, a nie ekspolrować od środka ;) Na miejscu okazało sie, że z takiego rozwiązania korzysta mnóstwo ludzi i 99% pasażerów promu, to turyści płynący tam i spowortem, tylko po to, żeby zobaczyć Statue Wolności. W całym mieście jest bardzo dużo policji, na każdym skrzyżowaniu, przy każdym moście, i obowiązkowo przy każdej atrakcji turystycznej. Także tu na promie... cały czas jesteśmy eskortowani przez policyjną uzbrojoną łódź. Nie do końca wiemy czy budzi to w nas poczucie bezpieczeństwa, czy może wrecz przeciwnie...
Obowiązkowym punktem było oczywiście Chinatown, to nasza ulubiona dzielnica w każdym mieście ;) Znaleźliśmy tu mały lokalny market, na którym, przy okazji, zjedliśmy pyszny obiad, tzn zdania były podzielone, jak zwykle :) Pi zadowolony zjadł półtorej porcji, a Sigmulka pół swojej, albo raczej sam ryż ;)
Po napełnieniu brzuchów ruszyliśmy dalej w droge... Spacerkiem przeszliśmy przez kolejne 5km, oglądając miasto. Przeszliśmy przez Ground Zero, miejsce pamieci, gdzie stały budynki World Trade Center, zaatakowane i zniszczone przez terrorystów w 2001roku. Posiedzieliśmy na Union Square, miejscu spotkań nowojorczyków. Odwiedziliśmy też przepiekny hol głównego dworca Grand Terminal. Po drodze dowiedzieliśmy sie, że tego dnia jest świeto, a dokładniej "dzień pamieci", stąd ten pozorny spokój na ulicach. Tak spacerując, z głowami zadartymi do góry, podziwiając kolejne drapacze chmur dotarliśmy do Time Square. Było już po zmroku, dzieki czemu, kiedy staneliśmy na jego środku oszołomił nas blask niekończończących sie neonów, bilbordów i reklam... to coś jak w Las Vegas, niby kiczowate ale robi niesamowite wrażenie! Siadamy na specjalnych amfiteatralnych schodach i obserwujemy... Pomimo tłumów turystów, zgiełku i ogólnemu zamieszaniu bardzo nam sie tam podobało, to miejsce ma swój nietypowy klimat. Kiedy zrobiło sie już całkiem ciemno ruszyliśmy na Empire State Building, widok na oświetlone wieżowce i miasto z 86 pietra, to kolejny obowiązkowy podpunkt programu. Po drodze dajemy sie jeszcze namówić lokalnemu artyście , który rysuje naszą karykature, to Ci pamiątka ;)
Drugiego dnia kiedy wyszliśmy z hotelu odczuliśmy znaczną różnice. Na ulice wyległy setki mieszkanców, zrobiło sie gwarno, a ulice zapełniły sie samochodami. Dzień ten rozpoczynamy od krótkiej przejażdżki metrem, by napić sie kawy w Central Parku. Park ten niezwykły, gdyż ma 341 hektarów, a jest w samym centrum gigantycznego miasta! Niekończąca sie ilość alejek, placów zabaw i boisk, wszystko porośniete idealnie przystrzyżoną trawą i drzewami, a to wszystko otoczone drapaczami chmur i toną betonu. Miejsce to tetni życiem. Ludzie biegają, jeżdżą na rowerach i rolkach, grają, przychodzą na spacery z dziećmi a nawet na spotkania biznesowe. Siadamy z kawką na ławeczce i relaksujemy sie w tej niezwykłej atmosferze.
Z Central Parku kierujemy sie do portu, ale najpierw przechodzimy przez 5 aleje. Chcemy zobaczyć tą najdroższą ulice w całym mieście. To tu mieszczą sie najdroższe sklepy, hotele i budynki miliarderów. Także sam prezydent Donald Trump ma tutaj swój "skromny" budyneczek.
Na wybrzeżu stacjonuje była flota amerykańska w postaci ogromnego lotniskowca oraz łodzi podwodnej, już pierwszego dnia jadąc do hotelu Pi wyczaił to muzeum i dodał na naszą liste obowiązkowych atrakcji :) Tu spedziliśmy prawie reszte dnia, naprawde jest co oglądać!
Popołudniu odbieramy naszego bluszcza i ruszamy dalej w droge... Ruszamy to szumnie powiedziane! Szybko okazało sie, że nasze wnioski na temat braku korków w mieście są bardzo mylne! Wyjazd z Manhattanu zajął nam prawie 2,5 godziny! Korki są i to potworne :)
Nowy Jork to naprawde imponujące miasto! Gigantyczne nowoczesne budynki mieszają sie tu ze starymi kościółkami i kamienicami tworząc niezwykły krajobraz. Boczne klimatyczne uliczki wyglądają jakby wyciągniete kadry z wielu filmów i seriali. Liczne kultowe miejsca, a do tego ten amerykański luz, naprawde nam sie tu podobało! Jedynie co nam przeszkadzało, to ogromna ilość uzbrojonej policji i ciągłe skanowanie plecaków przy wejściu do każdego budynku. Chyba jednak ten ogólny spokój i luz jest tylko pozorny...
Nowy Jork, Sigma i Pi :)