O 5:00 rano zadzwonił budzik, słońce wstaje około 6. Dla tego czym predzej biegniemy do kas biletowych, pod Taj Mahal. Bilety udało sie kupić na kilka minut po 6, nie dla tego, że była kolejka, tylko tak otworzyli kasy. Z pod kasy udaliśmy sie do kolejki przy wejściu na jeden z cudów świata. Tam spedziliśmy kolejne pół godziny, z powodu zamknietego wejścia. Grobowiec z oddali zobaczyliśmy około 7, czyli słońce było już wysoko.
Popatrzcie jaki absurd, wszedzie piszą i mówią, żeby iść na wschód słońca, po czym, nie ma możliwości tam wejść.
No nic, teraz o samym Taj Mahal. najprościej mówiąc, robi ogromne wrażenie. Gigantyczna budowla, cała z białego marmuru. Ogormny teren dookoła grobowca to bardzo zadbane ogordy, które otoczone są czerwonymi murami a wejścia do nich stanowią przepiękne bramy. Historia i legendy o tym miejscu też niczego sobie. Jedna z ciekawszych to taka, że szahdżahan, który kazał wybudować grobowiec, swojej przedwcześnie zmarłej żony, po zakończeniu budowy kazał obciąć kciuki wszystkim robotnikom, żeby nie zbudowali nic równie pieknego... Nie dziwi nas, że jest to jeden z siedmiu cudów świata.
Z Taj Mahal udaliśmy na śniadanie, po którym poszliśmy spacerkiem, nagabywani przez kierwoców tuktuków na podwózke, do Red Fort Agra. Fort ten, jest jednym z najwiekszych i dobrze utrzymanych fortów w Indiach. Był w nim więziony, przez swoich synów, szahadżąn, który kazał wybudować Taj Mahal. Legenda głośi, że obawilai sie oni, że wyda wszystkie pieniądze na budowę swojego grobowca :)'Wywiera wrażenie, ale nie tak jak poprzednia budowla.
Popołudniu, po cieżkich negocjacjach, wsiadamy w Tuk Tuka i jedziemy na autobus do Varanasi.