Powódź mamy już za sobą. Niestety, przed nami ponad 2000 km i bedziemy musieli zrezygnować z miejsc, które tak bardzo chcieliśmy odwiedzić na wschodnim wybrzeżu. Musimy wrócić do Perth. Tam na nas czekają Gream i Meg, u których zaczeliśmy swoją podróż po tym pieknym kontynencie. Musimy wrócić kilka dni przed 14 lutego. Tego dnia mamy kolejny lot, a w końcu trzeba znaleść godnego właściciela dla Rudiego.
Postanawiamy jechać najkrótszą drogą, skoro czas sie tak skurczył. Po przejechaniu kilkudziesieciu kilometrów i setnej analizie mapy, stwierdzamy, że kolejne 200 kilometrów to już nie różnica i skoczymy na plaże Coral Bay na szybką obiadokolacje ;) Dzieki temu zaliczamy jedno z miejsc, które tak bardzo chcieliśmy zobaczyć.
Dojechaliśmy do Coral Bay popołudniu tego samego dnia. Miejsce faktycznie piekne, turkusowa woda, biały piasek i prawie żadnych ludzi, super! Zaliczamy, wiec szybką kąpiel w morzu jemy obiadokolacje i dalej w droge, nie ma czasu na leniuchowanie :)
Tego dnia przejechaliśmy jeszcze ponad 100 kilometrów. Dzieki temu, kolejny dzień był już lżejszy. Specjalnie wstaliśmy wcześnie rano, w sumie to przed wschodem słońca by dojechać wieczorem do Perth.
Wieczorem, przed godziną 18, dojechaliśmy na farme do Meg i Greama w Bullsbrook, miasteczka przed Perth, gdze spedzimy kolejnych kilka dni. Tu czekali na nas z kolacją uśmiechnieci ludzie, dzieki któym czuliśmy sie troche jakbyśmy wrócili do domu... Trzeba przynać, że na naszej drodze spotykamy samych niezwykłych ludzi :)
Pozdrawiamy z Bullsbrook, z miejsca gdzie zaczeła sie nasza przygoda z Australią i gdzie sie też skończy ;)