Do Bullsbrook przyjechaliśmy w poniedziałek po południu. Gream i Meg już na nas czekali z kolacją. Miło zobaczyć po tak długim czasie ludzi, którzy cieszą sie na nasz widok, mimo że tak słabo sie znamy.
Od razu dnia kolejnego myjemy, odkurzamy i picujemy Rudiego. Na pewno jest szcześliwy z takiego SPA. Nie możemy w tej kwesti tracić ani chwili. Wystawiamy go na sprzedaż jeszcze tego samego dnia. Cena na ogłoszeniu to 1950$ do negocjacji. Troszke wiecej, niż za niego daliśmy, ale może sie uda odzyskać zainwestowane w niego pieniądze ;) Ku naszemu ździwieniu, zainteresowanie jest bardzo duże, choć żadnych konkretów. Wszyscy pytają, interesują sie ale na tym sie kończy. Jak to powiedzieli nasi współtowarzysze klubu miłośników Subaru, do takiego wyjątkowego samochodu musi sie znaleźć wyjątkowy kupiec, co racja to racja ale my nie berdzo mamy czas czekać! W końcu pojawiają sie pierwsi chetni do ogladania. Mieszkamy w Bullsbrook, a to jest 70km za miastem, wiec umawiamy wszystkich chetnych do oglądania Rudiego, na niedziele w centrum Perth, żeby mieli bliżej. My przy okazji postanawiamy zwiedzić choć troche miasto, bo na to też brakło nam czasu.
O 10 rano, spotykamy sie z Adreom, pewni byliśmy że to kobieta, która ma przyjechać na rowerze. Ku naszemu ździwieniu, przyjeżdża młody Włoch o takim imieniu. Okauje sie być kupcem idealnym! Od razu Rudi przypada mu do gustu, cieszy sie, że ma koła silnik i kierownice, od taki wyjątkowy kupiec ;) Przyjechał do Australii popracować, a potem na zwiedzanie. Dopiero co zaczyna przygode z Australią i pyta czy może być 1800$ bo tylko tyle ma na samochód. Oczywiście sie zgadzamy, dla nas to i tak super kwota :) Nieudaje mu sie jedank wyciagnąć wszystkich pieniedzy na raz z bankomatu, przyjmujemy wiec zaliczke i umawiamy sie, że kolejnego dnia przywieziemy mu samochód.
Dnia kolejnego, szcześliwi finalizujemy tranzakcje. Jednak na widok odjeżdającego naszego wspaniałego autka, robi nam sie smutno. Rudolf był naszym kompanem przez 43 dni, cieżkiej podróży. Był naszym środkiem transportu, kuchnią, sypialnią, suszarnia, spiżarką, a nawet pokojem dziennym. Dzielnie znosił wszystkie trudy, a naprawde troche tego było. Wszyscy lubili Rudiego, bo o ile samochód renifer pod koniec grudnia był całkiem zrozumiały to już na początku lutego nie koniecznie ;) Rudi, dziekujemy, dzieki tobie objechaliśmy prawie całą Australie, jesteś najlepszym renifero-samochodem na swiecie!!! Wierzymy jednak, że u nowego Włoskiego właściciela bedzie Ci dobrze!
Na farmie pracy nie brakuje. Dlatego równolegle ze sprzedażą samochodu, wpadamy w wir pracy. W końcu obiecaliśmy coś pomóc. Prace były różne, od pomocy przy szczeniakach, przez renowacje starego samochodu po tynkowanie magazynu zbudowanego ze słomy.
Przez przypadek okazuje sie, że trend budowy domów ze sprasowanej słomy, oprócz Stanów Zjednoczonych i Australii, doszedł już też do Europy. W zachodniej Europie technologia ta jest już bardzo popularna. Do Polski dopiero wchodzi i raczej sie rozwinie, bo jest ekonomiczna i ekologiczna. Jednocześnie, prawidłowo wybudowany taki dom, jest solidny i odporny na wszystkie warunki atmosferyczne. Może i my kiedyś taki zbudujemy ;)
Pobyt u naszych nowych australijskich przyjaciół dobiegł końca. To był naprawde wspaniały czas, podczas którego nauczyliśmy sie nowych ciekawych rzeczy a jednocześnie troche sie zrelaksowaliśmy. Mamy nadzieje, że nasze drogi sie jeszcze spotkają. Kto wie, może już nie długo? :)
Dziś mamy szczeście. Graem i Meg jadą do miasta i po drodze podwiozą nas na lotnisko. Ostatnim razem, spedziliśmy pół dnia jadąc trzema autobusami z lotniska do Bullsbrook, wiec oszczedzili nam dużo fatygi!
Pytanie, gdzie teraz lecimy??? Jak w prawdziwej brazylijskiej telenoweli dowiecie się w następnym odcinku ;) Ale wcześniej dodamy obiecane podsumowanie Australii. Ile, za co i na co wydaliśmy, już wszystko sumujemy i zdamy Wam relację :)
Z Australijskiego lotniska, pozdrawiają, już tylko we dwójke, Sigma i Pi.